Dworzec Jarosławski

Ciemna strona Księżyca

„Tutaj ludzie złych profesji
mają swoje oceany
śmierć im podpowiada przyszłość
i co noc
co noc
z nich drwi”
Lech Janerka „Strzeż się tych miejsc”

Fot. cramnic
Fot. cramnic

Dworzec Jarosławski w Moskwie nocą to ciemna strona Księżyca. Ludzie snują się. Czarne gęby żuli za każdym rogiem, pijane mendy wyłudzają papierosy, bezdomni tłoczą się grupkami w ciemnych zakątkach. Przed dworcem przygnębiający Azjaci patrzą na ciebie spod oka, co chwila ktoś: „Dajcie cigarieta pażałsta”. Grupy umięśnionych bambrów i moskiewskiej pijanej młodzieży trzymają się razem, rzucają się w oczy mięśniaki w marynarskich podkoszulkach na ramiączka. Żebrzące, bezzębne dziady próbują się uśmiechać. Wszechobecny syf wyłazi z wszelkich dziur o zmroku i nic nie zdoła go ukryć. Cwaniaczki w koszulkach polo chodzą po trzech, czterech, charakterystycznym, chwiejnym, zamaszystym krokiem, rozglądając się, kołysząc ramionami, mrok bije z ich cwaniackich gęb. W nocy większość ludzi wydaje się być złymi, złe cienie goszczą na ich twarzach, diabeł zaciera ręce. Babcia klozetowa brudną ścierą zmywa plamy krwi ze schodów, smród jej nie przeszkadza, choć nawet muchy się nie uchowały. Gość w czapeczce „Kalifornia” uśmiecha się srebrnymi zębami, przykrótki podkoszulek odsłania tatuaż na chuderlawym ramieniu: naga rozlazła baba i podpis: „Wiera”. Lepiej oświetlonymi miejscami przemykają turyści i podróżni. Nie dla nich to miejsce: dworzec. Nie w nocy.

Znużony podnoszę głowę znad stuletniej, odgrzanej na mikrofali pizzy z cuchnącą stęchlizną sałatką. Jestem głodny, zjem wszystko i jeszcze podziękuję całkiem miłej sprzedawczyni. Chce mi się palić, dopełnić papierosem smród dworca, ale tu nie można palić, o cudzie, nie można tu palić. Zamawiam kawę, zapadam w letarg. To jedyna możliwość w tym gównianym miejscu, zapaść w letarg, spłynąć z prądem do rana, kiedy wróci i tak nienormalna rosyjska normalność. Czuję się chory, niepewnie trzymam się na nogach, czarna kawa wlewana kubkami w usta bynajmniej nie pomaga. Czarna lura podła jak mój nastrój, czarna jak atmosfera dworca, czarna i brudna.
Babcia o nienaturalnie zniszczonej twarzy, jakich wiele można spotkać w tym miejscu, siedzi naprzeciwko mnie. Trupio chudym ramieniem podtrzymuje znużoną starą głowę, jest trzecia w nocy. Trupio chudymi palcami trzyma długopis, rozwiązuje krzyżówkę w jakiejś durnej, taniej gazetce po rublu od sztuki. Trzeszczące radio doprowadza moje myśli do stanu rozstroju nerwowego. Zaczynam słyszeć szum wentylatorów, pisk dalekiego wózka bagażowego, stłumiony odgłos rozmów, mlaskanie Maćka wcinającego kolejną porcję tłustych blinów, słyszę oddech starej kobiety o nienaturalnie zniszczonej twarzy, pierdnięcie faceta przy sąsiednim stoliku. Robi mi się gorąco to znowu zimno, gorąco, zimno, z boku na bok, obracam głowę, czuję jaki wysiłek wykonały mięśnie karku. Padam ze zmęczenia, a w radiu rzężą wciąż na tą samą nutę: „Maja dzjewuszka! Maja dzjewuszka!”. „Niech to się skończy” myślę i zamawiam kolejną kawę.
W rogu wagzału gruba baba zbiera butelki po wódce i piwie do brudnej reklamówki marlboro. Kwiecista, zszargana chusta na jej głowinie współgra z umęczonymi oczami, chodząca bieda, ale większość ludzi tutaj to „bida z nędzą”. Urąbany chłopak z rozwalonym łukiem brwiowym wyłudził od nas jednego z ostatnich papierosów. Bratał się, padał nam w ramiona, mówił, że jest sierotą, że mieszka w metrze, że tam jest wszystko czego potrzebuje, nietrudno było uwierzyć. Chwalił się resztkami marynarki made in Poland, żałośnie pijany, zapluty i biedny, nie miał prawdopodobnie nic, poza tym co na sobie. Dostał w mordę za cichy chód po ulicy, miał zmasakrowany także nos. Niech pali, długo pewnie nie pożyje w tym syfie, chyba że stanie się cud, ale cuda się nie zdarzają.
Zamawiam kolejną kawę, to zdanie powtarza się w nieskończoność. Właściwie mógłbym je zastąpić, powiedzmy, słowem „krzyżyk”, miałbym mniej pisania. Za plecami łomot uderza w uspokojone chwilowo nerwy. Nalany żołdak, dla odmiany uwalony w trzy dupy, leci w tył, ciągnąc za sobą flaszkę piwa. Szkło tłucze się z brzękiem, paczka bezfiltrowych „Prim” rozsypuje się i powoli nasiąka lepkim śmierdzącym napojem. Żołnierz gramoli się na krzesło, nie może wstać. Bukiet zapachowy dworca wzbogaca się o skisłe piwo i wonny pot żołnierza Rosyjskiej Marynarki Wojennej. Ludzie obojętnie obserwują jego zmagania z krzesłem. Pojawia się dwóch nowych cwaniaczków, o mordach rębajłów, rozglądają się i odchodzą. Wojak zasypia bezpiecznie z twarzą w plastikowym talerzyku po blinach, plastikowy widelczyk żłobi cztery kropki w tłustym, niczym u naszego prezydenta, policzku. Odwracam się. Mięśnie karku po raz kolejny pracują na pełnych obrotach. „Krzyżyk”, czyli zamawiam kolejną kawę.
Niebieskie mendy nudzą się, skończyły im się ruble na piwo. Zaczynają wypędzać bezdomnych z terenu dworca. Jest godzina czwarta. Najpierw biorą się za babuszkę, śpiącą na brudnej reklamówce Marlboro z butelkami po piwie i wódce, wypychają ją końcem milicyjnej pały. Dwóch pieprzonych gówniarzy, wywalają jeszcze jakiegoś opatulonego w łachmany dziada, śpiącego w przeciągu pod ścianą, może wyjdzie mu na zdrowie, nie ruszają silniejszych.
Kolejnym wysiłkiem woli odwracam głowę od tego żałosnego widowiska, spoglądam w lustro. W oczy patrzy mi jakiś zarośnięty, brudny facet o podkrążonych oczodołach i czerwonych źrenicach. Włosy ma posklejane, z jednej strony przyklapnięte, z drugiej sterczące we wszystkie „starany mira”. Skurczybyk, nie zważając na wątrobę, zamówił jeszcze małą czarną i ciężko osiadł w, na całe szczęście, miękkim fotelo-krześle z oparciem. Zapadł w letarg, co jakiś czas, co jakieś piekielnie długie dziesięć sekund, mocząc usta w brunatnym napoju.
Za oknem gówniarze w mundurach dorwali jakiegoś czarnoskórego obcokrajowca, skąd on się tu wziął? Jest wystraszony, mendy wertują jego paszport, obstąpili go we trzech i szczegółowo bebeszą dokument, choć dam głowę, że nic z niego nie rozumieją. Dobrze się bawią strachem Murzyna, miła przerwa w lepkim, brudnym, wszechogarniającym marazmie. Jest już prawie piąta, skąd on się tu wziął u licha? Paradował przed głównym wejściem, ostentacyjnie paląc papierosa, wzbudzając zainteresowanie pijanych żuli oraz grupy azjatyckich cwaniaczków. W sumie nie wiem, czy byłoby lepsze dla niego dostać się w łapy zarobkującym cwaniaczkom, czy zabawiającym się gówniarzom z milicji. Znudziło im się, poszli budzić umordowanych ludzi, śpiących w fantastycznych pozach na stolikach barku, w którym siedzę. Czarnoskóry nieszczęśnik znika wszystkim z pola widzenia. Inostraniec w Rosji rzuca się w oczy, często nękany jest kontrolami paszportowymi, cóż dopiero mówić o tak odmiennym cudzoziemcu, rzadko spotykanym w tym kraju. Po prostu rarytas dla niebieskich. Na cześć jego odważnej postawy z papierosem przy głównym wejściu do dworca, czyli siedziby ciemności, ruszam dupę i zamawiam kolejną małą czarną.
Babcia o nienaturalnie zniszczonej twarzy i trupich rękach śpi, wsparłszy głowę o leżące na stoliku, skrzyżowane dłonie. Wygląda jak żywy znaczek „Uwaga! Wysokie napięcie”. Żołdak, co rozlał piwo spadając z krzesła, przetrzeźwiał, wstał i poszedł wężykiem, w sobie tylko znanym kierunku, znikając w ciemności otwierającej się za drzwiami. Babuszka z brudną reklamówką wypełnioną pustymi butelkami po alkoholu wróciła i zasypia na swoim miejscu pod filarem. Tak samo powrócił z wygnania opatulony w łachmany dziad. Położył się na z góry upatrzonej pozycji w przeciągu. Jest wpół do szóstej. Ciemne cwaniaczki i żule sprzed dworca znużeni wstrzymali na jakiś czas działalność upierdliwą i przestępczą. Milicjanci od siedmiu boleści kimają po rogach wagzału. Za pół godziny, być może, zamówię ostatnią kawę, a wkrótce potem nad umęczoną jak zawsze Moskwą wstanie chmurny, deszczowy dzień.

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    1. Andriej pisze:

      Szkoda ze obydwie strony nie chca i nawet nie probuja sie porozumiec. A co dotyczy „artukylu”, po prostu nie zrozumialem co autor chcial powiedziec.
      Zgadzam sie, iz w Rosji jest duzo zlego i nieprzyjemnego, duzo brudu i smieci, ale po co pisac tylko o tym?
      Jednoczesnie w Rosji jest duzo pieknego, swiatowy poziom teatru, baletu, literatury, architektury,
      piekna przyroda, szczerzy i otwarci ludzie, i t.d. i t.p. i rzeczywiscie, w tym sensie Polska byla, jest i bedzie swiatowa prowincja, z calym szacunkiem do owej.
      Czemu kiedy przecietny Francuz albo Niemiec przyjezdza do nas, to zwraca uwage przede wszystkim na to co wymienilem, ale niestety wiekszosc Polakow zwraca uwage na brudne toalety albo dworce? Moze warto sie zastanowic, Panowie? Jak chcecie byc Europejczykami, to badzcie nimi…

    2. troki pisze:

      Bzdura! Polaki nie lubiom Rosji.

    3. HumanTorch pisze:

      Flame on!
      Proszę nie karmić trolla!:)

    4. Wasyl pisze:

      Stosunkowo niedawno zaczalem sie uczyc polskiego, dlatego bede bardzo wdzieczny, jesli bedziecie poprawiali moje bledy ;). Ale jednak to co napisalem jest doskonale zrozumiale, prawda?
      Podejrzewam, ze znam polski o wiele lepiej niz Locke jakikolwiek jezyk obcy, bo znajomosc obcych jezykow nie jest cecha Polakow, niestety ;).

    5. Daniel pisze:

      Nie rozumiem, czemu tak razi czytelników punkt widzenia lumpa. Czy to duma narodowa nie pozwala im widzieć swojego rodaka, obywatela Europy, jak spędza noc na dworcu. Na prawdę nie wiem czemu ta konwencja jest tak drażniąca. Ja lubię dworce, szczególnie duże dworce. Dla mnie są swego rodzaju mikrokosmosami, miastami w miastach. Statystyki w tym akurat przypadku zupełnie nie są interesujące. Nie jest to przecież przewodnik, w którym przedstawiamy liczbę czegoś tam na głowę.

    6. Locke pisze:

      Wasyl wymaga kultury od autora ale jego to juz nie obowiazuje.Chyba ze nazywanie kogos idiota jest w dzisiejszej Rosji kulturalne. Krytyka zdolnosci jezykowych autora w momencie gdy samemu wali sie byki tez jest troche blada…
      Irytacja opisem dworca jest jeszcze poniekad zrozumiala. Tylko po co te ciagle porownania do Polski?Nikt Wasylowi nie broni objechac polskich przybytkow za niechlujnosc itp. Nikt tutaj nie twierdzi ze w polsce wszystko blyszczy…
      I jakie kompleksy?Wobec czego?nie bardzo rozumiem co w rosji mialoby mnie wprawic w kompleksy?

    7. Wasyl pisze:

      Witam!
      Jak nazwac czlowieka, ktorego nie stac nawet na tani akademik (na miare moskiewska ;) ) i ktory nocuje na dworcu? Biznesmenem? Obywatelem bogatego kraju?
      Zeby byc na dworcu, nie trzeba byc menelem, ale zeby tam nocowac, niewatpliwie tak.
      Czlowiek po prostu wylewa swoje kompleksy, przedstawiciela malego wschodnioeuropejskiego kraju, ktory na Zachodzie sie kojarzy wylacznie z polish jokes i polish plumbers.
      Moskwa, oczywiscie, nie jest rajem, ale w porownaniu z brzydka Warszawa, niewatpliwie jest nim. Wszystko jest wzglednie ;) .
      A propos, jaka znajomosci jezyka rosyjskiego, „starany mira”. Nie wiem co to znaczy, pewnie autor spal na prymusowych lekcjach rosyjskiego w podstawowce, a szkoda ;). Mogloby sie przydac, teraz by nie wygladal takim idiota….
      Czlowiek, ktory by mial troche kultury i wyksztalcenia, mogl napisac na przyklad o tym, ze w Moskwie liczba teatrow na liczbe mieszkancow jest jedna z najwyzszych na swiecie i zadne polskie miasto nie moze mu dorywnywac w tym sensie. Albo porownac wystawy moskiewskich malarzy i krakowskich, i napisac ze polscy malarzy bardziej to , a rosyjscy to.
      Ale ten autor nie ma o tym zielonego pojecia i woli pisac o dworcach, bo one sa jemu blizsze mentalne…. O czym tu jeszcze mozna rozmowiac? Dno!

      Latwiej zobaczyc zdzblo w cudzym oku niz belke we wlasnym…..
      Prawda oczy razi ;)

    8. Daniel pisze:

      Cieszę się, że Pan Wasyl uznał mnie za menela. Oznacza to, że stylizacja językowa, którą się posłużyłem dla wywołania „zmęczonego” klimatu, działa. Nie jestem ekspertem, ale jeżeli Pan Wasyl uważa, że Moskwa to raj, szczególnie dla turystów-inostrańców, to znaczy, ze widział chyba tylko Arbat i Plac Czerwony, a miasto zwiedzał z punktu widzenia mieszkańca gwiazdkowego hotelu. Jest teraz na rynku wydawniczym świetna książka Jacka Hugo Badera „Biała gorączka”. Jeste tam bardzo sugestywny wątek moskiewski. Niestety dla Pana Wasyla pisany raczej z punktu widzenia wałęsającego się Psa. Polecam :-)

    9. Janek pisze:

      Komentarz Wasyla przypomina mi pewien kawal w ktorym puenta jest „A u was biją murzynów”…Autor artykulu nie opisuje dworca w Warszawie tylko ten w Moskwie. To w jakim stanie jest dworzec w Warszawie nie ma zwiazku ze stanem tego w Moskwie.
      I jeszcze te śmieszne inwektywy:)”menel”? Tu Wasyl sam potwierdza fakt że trzeba być „menelem” żeby korzystać z dworca w Moskwie:). Nie wiem jakie znaczenie ma ilość cudzoziemców dla Wasyla. Chodzi raczej o ich traktowanie.

    10. Wasyl pisze:

      Ha-ha, polski menel piszy o tym jak nocowal na dworcu, bo nie mial kasy nawet na tani akademik. Mozna zamienic „Dworzec Jaroslawski” na „Dworzec Centralny” i „Moskwa” na „Warszawa” i bedzie to samo, jedyna roznica, ze szary budynek Warszawy Centralnej jest o wiele brzydszy historicznego budynku tego moskiewskiego dworca….
      Takze moge upewnic autora tego „artykulu”, ze w Moskwie jest o wiele wiecej cudzuziemcow niz w Warszawie, w tym murzynow.
      Nastepnym razem niech autor pojdzie gdzie indziej, np na Arbat, albo na Plac Czerwony. Jednak nie, niech lepiej zostaje na dworcach, bo nie ma „dienieg”, ale dlatego niekoniecznie opuszczac ojczyzne…..

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 5 + 4

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.