Spotkanie z Oshiya – sztuka przetrwania w tokijskim metrze

metrotokyo
Alamy (znalezione na:http://pomijane.pl/oshiya-japonscy-dopychacze-metrze/)

Metro to nie tylko niezwykle skuteczne koło ratunkowe, jakie na pociechę rzuca nam wielkomiejska dżungla. Podziemne stacje, wielowagonowe pociągi, wpisana w cenę biletu szybka zmiana lokalizacji. Zdawać by się mogło, że pod każdą szerokością geograficzną wygląda to tak samo, w praktyce jednak przekonanie to okazuje się złudne. Moskiewskim metrem można się zachwycać, w tokijskim trzeba nieraz walczyć o przeżycie.

Tekst pochodzi z bloga Okiem podróżnika

Jak mrówka w mrowisku

Podróżowanie to nie tylko oglądanie świata, który roztacza się gdzieś dokoła. To również przyzwolenie na to, by obca rzeczywistość chwyciła nas w swe szpony. Japonia kojarzy się z sushi i gejszami, z genialnymi animacjami studia Ghibli, z górą Fudżi i kwitnącymi wiśniami. W ów myślowy miszmasz wpisują się też tokijskie pnące się ku niebu wieżowce i zalewające stolicę tłumy. Dla tych, których przeraża sama myśl o przeludnionych przestrzeniach, Tokio stanowić będzie prawdziwe wyzwanie. Zapchane ulice i wypełnione po same brzegi centra handlowe to dopiero przedsmak. Na prawdziwie niebywałą przygodę w godzinach szczytu liczyć możemy w tutejszym metrze! Nawet mrówki na sceny te patrzyłyby z niedowierzaniem.

Daj się ponieść fali

Przechodzenie przez rozpędzoną azjatycką ulicę i przemieszczanie się w zapchanych korytarzach metra to akrobacja wymagająca zastosowania tej samej taktyki. Ławica ryb powinna stać się tu naszą bezpośrednią inspiracją. Ramię przy ramieniu, czyjeś plecy tuż przed twarzą i popychający z tyłu współtowarzysze niedoli. Jeden błąd kosztować tu może wiele nerwów, wysiłku i straconych minut. Wbrew pozorom recepta na tę bolączkę jest prosta. Wystarczy obrać kurs i stać się tłumem. Ludzka fala sama dostarczy nas na miejsce. Jak okazuje się taoistyczna zasada wu wei – niedziałania, barku ingerencji – w tej sytuacji sprawdza się znakomicie.

Pomocna dłoń w białej rękawiczce

W latach 50. dworzec Shinjuku jako pierwszy wprowadził „udogodnienie”, które po dziś dzień stosowane jest w godzinach największego oblężenia. O sprawny załadunek pasażerów dbają Oshiya, odziani w eleganckie mundury i białe rękawiczki upychacze. Brzmi to dziwnie? A jednak! Na takie spotkanie warto być przygotowanym. W końcu wagon ludzką masą wypełnić można w 130, 140 procentach! W porównaniu do Japończyków w metrze, sardynki w puszce mają całkiem sporo luzu. Zadanie Oshiya to wysiłek iście herkulesowy. Pozostaje zatem nie protestować, poddać się oddziałującej na nas sile i z szacunkiem odnieść się do tej ciężkiej pracy. Jakby nie było to właśnie dzięki Oshiya może i z siniakami, ale jednak uda nam się opuścić stację. Poziom zatłoczenia można sprawdzić pod tym linkiem.

Sergio Prokurat prowadzi podróżniczego bloga

 

 

 

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 4 + 4

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.