Jako turystka (gdy podróżowałam) czy ekspatka (gdy jeszcze pracowałam) nieraz o rasizm byłam posądzana. Bo a to się człowiek wkurzy na to czy na tamto lub coś skomentuje i zaraz wychodzi, ze jest rasistą. Hindusi są bardzo wrażliwi na wszelkie negatywne komentarze i oceny pod adresem ich kraju i kultury.
Cudzoziemiec powinien zdecydowanie z tym uważać. W końcu nie jesteśmy u siebie, jesteśmy tylko gośćmi. Sami zresztą też niechętnie patrzylibyśmy, na dajmy na to Amerykanina, który po przyjeździe do Polski wygłasza same negatywne opinie. To dziwne, tamto bez sensu, to nielogiczne, tamto głupie. Od razu się nasuwa – to wracaj skąd przyjechałeś, chociaż możemy się nawet w głębi ducha z nim zgadzać. Każdy jest wrażliwy na obrazę swojego kraju i kultury, zwłaszcza w wykonaniu osób, które zaledwie ją liznęły i tak naprawde mało o niej wiedzą. Tu jest tak samo, zwłaszcza, że ta kultura liczy sobie całe milenia. Z kolei dla obcego w danej kulturze prostą i chyba wrodzoną strategią obronną i przystosowawczą jest porównywać, oceniać i często tez niestety krytykować, odwołując się do tego, co nasze – lepsze.
Jednak ten rasistowski miecz ma dwa ostrza
Czemu niby ja jestem od razu rasistką, jeśli skrytykuję niebezpieczną jazdę miejscowych kierowców? Że niby się panoszę nie u siebie i chcę dyktować warunki.
A że ja zawsze chcę się targować o normalną cenę, bo zakłada się, że na pewno jestem bogata? Nieraz słyszałam usprawiedliwienia od kolegów z pracy, że „wiesz Ania, zrozum, że większość ludzi na białych patrzy jak na chodzące bankomaty”. Bo właśnie tak często o nas w Indiach myślą. Zwłaszcza w przemyśle turystycznym.
Jako biała nigdy nie mogę sobie pozwolić na jazdę pociągiem na gapę, bo nikt mi nie uwierzy, że nie mam pieniędzy. W lokalnych restauracjach często zapłacę specjalną cenę dla białych, o wiele wyższą niż dla reszty. I jeszcze mi właściciel w oczy powie, że nie widzi w tym problemu, bo przecież tak ma właśnie być. Zawsze będą ze mnie próbowali zedrzeć rikszarze, czy taksówkarze prosząc o „foreign money”.
A jako biała kobieta to już w ogóle mam przechlapane, bo oni zakładają, że każda biała kobieta zachowuje się jak na filmach z Hollywoodu – żeby nie mówić brzydko i być dyplomatycznym – co najmniej frywolnie. Ja nie mogę bez pytania cykać zdjęć ludziom, za to mnie fotografuje się i filmuje komórką często bez pytania. Ja nie mogę się na nikogo gapić, bo to nieładnie, ale na mnie można się już gapić. Kiedy jednak zarzucisz w Indiach komuś rasizm, to aż się zapowietrzy z oburzenia. Bo rasistami mogą być przecież tylko biali – imperialiści. A oni tu biedni przez tych kolonialnych wyzyskiwaczy wyłącznie cierpieli i teraz jak tylko spróbujesz się na temat Indii krytycznie wypowiedzieć, od razu będziesz rasistą. Choć mój kraj tez cierpiał niewolę i rozbiory.
Kiedy białe znaczy lepsze
Ale zagłębmy się dalej w indyjski rasizm, czy jak można powiedzieć, jakiś dziwny kompleks niższości. W końcu to tu reklamuje się kremy wybielające do twarzy, które tylko niszczą skórę.
W środowisku ekspatów, zwłaszcza słabo zarabiających stażystów, powszechne było dorabianie na boku. Fuchy były różne – od statystowania w filmach, przez hostessowanie do tłumaczeń (tu się zakłada, że wszystkie języki w Europie są do siebie podobne i że my je wszystkie znamy). Właśnie hostessowanie na różnych barowych promocjach to był żer dla rasistowskich zapędów Hindusów. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że białym kobietom płaciło się dwa razy więcej niż Hinduskom?
Białe hostessy często zatrudnia się na spotkania biznesowe, żeby udawały zatrudnione na stałe pracownice. Króluje stereotyp, że jak się ma „białego” to znaczy, że firma dobrze prosperuje, skoro stać ją na pensję dla niego. A często taka firma prosperuje wyłącznie na wizytówce i dopiero na takich spotkaniach walczy o pierwsze zlecenie. Jednym słowem – ściema!
Doszliśmy kiedyś do wniosku, że u podstaw tego stoi właśnie jakiś kompleks niższości i chęć zemsty za czasy kolonialne (może to trochę daleko idąca interpretacja…). Kiedyś to oni obsługiwali białych, teraz chcą być przez białych obsługiwani. I zapłacą za to czasami naprawdę duże pieniądze, choć praca tego wcale nie wymaga, bo często ogranicza się do witania gości w drzwiach klubu. Zresztą cały proces „rekrutacji” jest bardzo znamienny – koniecznie trzeba przysłać zdjęcia, nigdy broń Boże w sari, i nie można „look Indian”. Brazylijki, Hiszpanki często nie miały szans. Za ciemna karnacja.
To samo spotkało jedną z praktykantek. Zatrudnili do działu sprzedaży Australijkę, pewnie myśleli, ze przyjedzie jakaś cycata blondyna prosto z plaży. A tu nie, Angie, choć piękna dziewczyna, korzenie miała portugalskie. I co teraz? Najpierw szef zaproponował jej, że podwyższy jej pensje jak przefarbuje włosy na blond. A gdy tego nie zrobiła otwarcie przyznał, że „zatrudnienie kogoś innego byłoby lepszą inwestycją i generowało większe szanse na sukces sprzedażowy”. Po czym ją po prostu zwolnił.
Przyjaciele i „przyjaciele”
Do tego dookoła ekspatów zawsze kręcą się jacyś nakręcacze imprez. Ledwo przyjedziesz a już masz 10 friend requestów na facebooku dziennie, z czego większość z nich to kolesie z klubów, restauracji i barów, którzy będą ci zaśmiecać skrzynkę różnymi zaproszeniami (w których będą cie kusić darmowymi wejściówkami, happy hours itd.) Bo biali na imprezie podnoszą prestiż klubu. I znowu ta sama logika: biały = bogaty = więcej kupi = więcej ludzi przyjdzie popatrzeć na białe laski = będzie można podnieść ceny.
Gdy zaprosi się Hindusów na imprezę domówkę, nie raz zapytają, czy będą białe dziewczyny. Ja rozumiem, że może to co bardziej egzotyczne jest bardziej podniecające, ale czasem ma się tego przesyt i przekracza to granice dobrego smaku. Najgorsze jest to, ze oni się wcale z tym nie kryją (przykład Angie i jej szef).
W sferze prywatnej też trzeba uważać, z kim się człowiek zaprzyjaźnia, daje swój numer telefonu lub adres maila. Powszechne jest bowiem mniemanie, że mieć białych, zagranicznych przyjaciół, to niby takie super fajne. Raz dałam swój numer pozornie sympatycznym młodym dziewczynom na targu w Delhi, to potem mnie napastowały smsami w stylu „tęsknie za tobą, kiedy się spotkamy?”. Albo dostawałam jakieś wierszyki o słońcu, które za mna tęskni, bo zaszło i teraz cieszy się mną księżyc. W końcu dały spokój . Trzeba mieć się na baczności!
Mocny artykul, ale zgadzam sie w 100%. Ich specyficzne podejscie do bialych ma swoje dobre i zle strony – dobrze jednak byloby poczytac o Hindusow stosunku do czarnych czy tez azjatow – tutaj wszystko wyglada jednoznacznie negatywnie.