Pojedyncze, czasem w grupach, ospałe, wychudzone, wałęsające się po ulicach, wylegujące się na skwerach, proszące oczami o strawę. Tysiące bezpańskich psów. Powszechny w Gruzji widok.
Ponieważ wiele spraw ludzkich w tym kraju pozostaje nierozwiązanych, pieskie życie jest na szarym końcu listy. Ciekawa byłam, czy są jakieś schroniska; zapaleńcy, którym nie jest obojętny los zwierząt. Zupełnie niespodziewanie natrafiłam na artykuł w piśmie dla zagranicznych inwestorów, zainteresowanych gruzińskim rynkiem. Artykuł opowiada historię holenderskiego biznesmena, który założył w Tbilisi schronisko. Kilka schronisk powstało wcześniej z lokalnej inicjatywy. Schroniska jednak nie rozwiązują problemu.
A problemem są:
1) brak uregulowań prawnych, np. wobec rynku hodowlanego, co skutkuje nieograniczonym rozmnażaniem zwierząt
2) podejście społeczne (większość psów znajduje się na ulicy w wyniku porzucenia).
Od pięciu lat (od kiedy wydzielono na ten cel pieniądze w budżecie Tbilisi) zamiast sterylizować i szczepić uliczne zwierzęta – są one uśmiercane w nieludzki sposób, również te zdrowe. To wszystko na zlecenie władz miasta. Działania te nie tylko są niehumanitarne, ale i nieefektywne. To jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów podjętych przez gruzińskie media w ostatnich latach.
Na prośbę lokalnych organizacji walczących o prawa zwierząt otwarty list w sprawie okrutnego traktowania bezdomnych psów skierowała do mera Tbilisi Brigitte Bardot. Być może umiędzynarodowienie problemu przyśpieszy dojrzewanie do mądrych decyzji. Potrzebne są systemowe (nie doraźne) rozwiązania, skonsultowane ze specjalistami.
Świadomość społeczna rośnie bardzo powoli, póki co większość zwierząt ze schronisk nie znajduje domów…
Autorka prowadzi bloga poświęconego Gruzji
Data publikacji na portalu: 17.01.2012