Opowieści z Katmandu – Raj na Ziemi

Świątynia Kashtamandap. Fot. Paweł Skawiński

O tym jak Singha Sartha Bahu wybrał się do Tybetu i znalazł raj na ziemi, który okazał się piekłem.

Codziennie rano, idąc po mleko do sklepu tuż za rogiem, zatrzymuję się przed świątynią Kasthamandap. Przyglądam się ogromnemu, spadzistemu dachowi wspartemu na drewnianych palach, przekupkom sprzedającym kadzidła i pomarańczowe kwiaty, tłumowi wiernych przewijających się w pośpiechu za swoimi sprawami, którzy jednak znajdują chwilę, by zacząć dzień tutaj w świątyni. Dookoła rozkładają się stare kobiety z warzywami, otwierają sklepy ze słynnym, mlecznym kurdem z Bhaktapuru, a obwoźni sprzedawcy owoców z wielkimi koszami przytroczonymi do rowerów stają wianuszkiem wokół placu.  Właśnie w tym miejscu, przy świątynie Kasthamandap, narodziło się Katmandu

Stolica Nepalu od początku istnienia była miastem handlarzy, kupców, podróżników i awanturników. Od wieków przez dolinę ciągnęły karawany z Indii do Tybetu i Chin. Kupcy zatrzymywali się w słynnym gościńcu Kasthamandap, położonym na przecięciu szlaków. Dopiero później Kasthamnadap stał się świątynię, ale już wcześniej miasto rosło, pęczniało wokół budynku zbudowanego z ogromnego drzewa. Powstawały nowe ulice, aleje, świątynie, gospody  i domostwa. Katmandu zasiedlali okoliczni Newarowie, ludzie Himalajów i nizin Teraju. Hindusi, buddyści, dżiniści. Handel zawsze był wehikułem postępu, wymiany myśli, poglądów, mieszania się narodów.

Każde, stare, średniowieczne miasto posiada swoje legendy. Fantastyczne opowieści o potworach i rycerzach, księżniczkach, romansach, sprytnych kupcach i ich fortunach, które tracili lub zdobywali w przedziwnych okolicznościach. Kryją w sobie ziarno prawdy o tym miejscu. Klucz do jego zrozumienia.

Wyprawa do Tybetu

Dawno, dawno temu, Singha Sartha Bahu mieszkał w północnej części miasta. Wtedy zaledwie kilka kroków od placu Durbar, prawdopodobnie w sąsiedztwie zamieszkałym przez buddystów. Właśnie wśród tej społeczności krąży ta historia o mężnym kupcu, który był jednym z trzydziestu dwóch poprzednich wcieleń historycznego Buddy.

Singha Sartha Bahu, miał łeb na karku i żyłkę do interesów. Postanowił wybrać się do dalekiego Tybetu, z którym handel był bardzo dochodowy. Zorganizował więc karawanę pięciuset kupców. Po długiej, bardzo długiej i wyczerpującej podróży przez niebezpieczne przełęcze niebosiężnych Himalajów, wyprawa dotarła do Shangri-La – Tybetu, raju na ziemi. Wkrótce karawana napotkała na swojej drodze jedno ze wspaniałych miast zamieszkałych przez kobiety o nieziemskiej urodzie. Kupcy szybko zapomnieli o swoich rodzinach w Katmandu i każdy z pięciuset mężczyzn znalazł sobie nową partnerkę. Żyło im się świetnie, zwłaszcza, że Tybetanki karmiły ich pysznymi potrawami, aż stali się okrągli i pulchni.

Singha Sartha Bahu nie był wyjątkiem i tak jak reszta mieszkał z piękną kochanką. Jednak pewnej nocy, we śnie, ukazał mu się Karunamaja, bóstwo pomyślności i dobrobytu. Ostrzegło go, że  kobiety w rzeczywistości są laksinami, czyli ogrami. I cały czas knuły niecny plan przeciw mężczyznom.

– Kiedy tylko staniecie się wystarczająco okrągli i pulchni, zjedzą was żywcem – takiego ostrzeżenia nie można było zignorować. Chociaż, z początku Singh Sartha Bahu nie mógł uwierzyć, że jego piękna kochanka jest laksiną. Kiedy jednak, według wskazówek bóstwa, spojrzał na jej stopy, z przerażeniem stwierdził, że jej pięta i palce są zamienione miejscami. Niechybnie była ogrem!

Ucieczka

Singha Sartha Bahu długo przekonywał swoich towarzyszy do ucieczki. W końcu postanowili uciec. Karunamaja sprowadził na brzeg rzeki wielkiego, latającego konia.

– Pamiętajcie, że uciekając, pod żadnym pozorem, nie możecie odwrócić się w stronę miasta – przestrzegł kupców. Niestety słysząc  rozdzierający płacz i nawoływania opuszczonych laksin, pięciuset mężczyzn uległo magicznym zaklęciom i wróciło do miasta. Jeden tylko Singha Sartha Bahu oparł się pokusie.

Jego kochanka nie dała jednak za wygraną. Ścigała go aż do samego Katmandu. Tam, za pomocą magii,  stworzyła chłopca, który wyglądał zupełnie jak Singha Sartha Bahu. Wszystkim w okolicy wmawiał, że to jest jego syn, którym Singha Sartha Bahu powinien się zaopiekować. Nikt jej nie wierzył, więc udała się do króla, by ten rozsądził spór. Ale król z miejsca się w niej zakochał. Nie pomogły tłumaczenia naszego bohatera, król wziął laksinę na swoją nadworną kochankę.

Pewnego dnia nowa kochanka króla wezwała swoje siostry z rajskiego miasta w dalekim Tybecie. Zabiły i zjadły króla oraz jego dworzan. Słysząc to Singha Sartha Bahu udał się do pałacu i w pojedynkę zabił laksinię, po czym z braku innych kandydatów sam zasiadł na tronie.

Historia wciąż jest żywa wśród newarskich buddystów w Katmandu. Kobiety opowiadają ją swoim synom, by ci nigdy nie ulegali pięknym kobietom, czy to w Tybecie, czy gdziekolwiek indziej za granicą. I żeby zawsze wracali do domów.

Korzystałem z książki „Tales of Kathmandu, Folktales from the Himalayan Kingdom of Nepal”, Karna Sakyi i Lindy Griffith.

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 4 + 5

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.