Klima w Hong-Kongu

Mówisz „Hong Kong”, myślisz „upał”. Tymczasem temperatura w Hong Kongu wcale nie jest AŻ tak wysoka – 30 czy 33 stopnie, tutaj normalne, latem zdarzają się i w Polsce, prawda? To, co sprawia, że po wyjściu z samolotu czujesz oblewającą Cię falę lepkiego gorąca to wilgotność rzędu 80% w dni słoneczne i nawet 90% w dni deszczowe plus prawie zupełny brak wiatru (dla porównania w Polsce latem w dni słoneczne wilgotność wynosi „ledwo” 40 – 50%). To właśnie wysoka wilgotność sprawia, że czujesz się jakbyś cały czas pływał w bardzo ciepłym bajorku i masz wrażenie, że temperatura wynosi nie 30, a co najmniej 40 stopni w cieniu. Idealnym rozwiązaniem wydaje się być klimatyzacja: włączamy klimę i od razu nam lepiej! Tyle teorii, w praktyce pojawiają się bowiem dwa problemy.

Problem numer jeden: klimatyzacja jest droga. Nie każdy może sobie pozwolić na zakup urządzeń, ich montaż, eksploatację i prąd, który zużywają, i dlatego klimatyzacja nie jest w Hong Kongu standardem (oprócz luksusowych rezydencji, których właścicieli z definicji stać na wszystko, łącznie z najnowszym modelem Astona Martina czy Maserati). Przeciętni Honkies (tak – z angielska – mówią sami o sobie mieszkańcy Hong Kongu) obywają się w domu bez niej – lub montują na własną rękę, jeżeli sytuacja finansowa im na to pozwala (i wtedy budynki przeobrażają się w takie koszmarki architektoniczne jak ten na zdjęciu). Nawet jednak jeśli mają w domu klimę, nie korzystają z niej w nadmiarze, bo prąd przecież kosztuje. Co wobec tego robią? Starają się jak najwięcej czasu spędzać w miejscach, w których mogą się ochłodzić za darmo – głównie w centrach handlowych, w których niezależnie od pory dnia kłębi się tłum: rano są to pomoce domowe i niepracujące kobiety z dziećmi, po południu uczniowie szkół, każdy w mundurku, wieczorem studenci i „ludzie pracujący”. Tłum ten w przeważającej większości nic nie kupuje, łazi jednak od sklepu do sklepu oglądając witryny lub okupuje ławeczki, plotkując, popijając napoje z puszki i wystawiając się na ożywcze działanie klimatyzacji.

Problem numer dwa: od klimy łatwo się rozchorować. I nie, nie chodzi mi o to, że w nieczyszczonej instalacji mnożą się roztocza i inne świństwa, tylko o to, że klima włączona na chłodzenie choćby do temperatury 29 stopni wytwarza wiaterek, w którym bardzo łatwo się przeziębić. Tymczasem Honkies uwielbiają nastawiać klimatyzację wręcz na mrożenie: ostatnio stoczyłam bój z chińskim chłopcem lat na oko siedem, który upierał się, że mu za ciepło w pokoju zabaw i chciał temperaturę jeszcze obniżyć… a była nastawiona na 19 (słownie: dziewiętnaście) stopni! Te 19 stopni wydaje się być uniwersalnym ustawieniem klimatyzacji wszędzie w Hong Kongu: w metro, w sklepach, galeriach handlowych,  kinach, restauracjach, salonach urody, taksówkach, biurach, windach, słowem – wszędzie. I teraz wyobraźcie sobie, że wchodzicie zgrzani i spoceni z 33 stopni do pomieszczenia, w którym jest 19 i gdzie dodatkowo wieje – w moim przypadku przeziębienie murowane. To dlatego podstawową i drugą najważniejszą częścią ubrania zaraz po kapeluszu jest, przynajmniej dla mnie, sweter – zakładam go zawsze wchodząc do metro, sklepu czy biura (wychodząc, oczywiście zdejmuję). Póki co moja taktyka działa: jeszcze się nie pochorowałam. A Honkies muszą być uodpornieni, bo siedzą w tych wyklimatyzowanych pomieszczeniach w krótkim rękawku, w krótkich spódniczkach i w sandałkach, i nawet nie kichną!

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 3 + 6

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.