„Archipelag znikających wysp”, to intrygujący tytuł książki, którą niezwykle trudno zrecenzować. Jako, że sama byłam w Indonezji i jestem pod ogromnym urokiem zwiedzonych przeze mnie wysp z entuzjazmem zaczęłam ją czytać. I wbrew moim oczekiwaniom nie było łatwo.
Gdybym miała w jednym zdaniu powiedzieć co myślę o całości, to zawarłoby się to w stwierdzeniu, że „Archipelag znikających wysp” jest niczym nieskrępowanym ciągiem myślowym. Czasami aż trudno podążać za autorami i ich swobodnym przechodzeniu z jednego tematu na drugi. Niestety nie ułatwia to czytelnikom zadania przebrnięcia przez niektóre rozdziały. Za to inne czyta się z zapartym tchem, od pierwszej litery do ostatniej kropki.
Co więcej, trudno jednoznacznie zaklasyfikować tę książkę. Jest to bowiem zbiór wspomnień, reportaży i opowieści dwóch podróżników, którzy zafascynowali się Indonezją do tego stopnia, że postanowili tam zamieszkać. Jak wynika z notek biograficznych i treści książki, Piotr Śmieszek mieszka w Yogyakarcie od lat, natomiast Sergiusz Prokurat spędził rok na Bali podczas stypendium. Już w tym miejscu muszę powiedzieć, że brakowało mi w książce konkretnego przypisania autorów do poszczególnych rozdziałów. Jestem jednak w stanie zrozumieć, że być może praca nad treścią była wspólna i obydwaj autorzy dodawali w każdym temacie coś od siebie.
Nie wiem tylko, czy ten swego rodzaju chaos twórczy był ich pierwotnym zamiarem. Jednak nawet po przeczytaniu całości książki i zrobieniu sobie od niej przerwy na przemyślenie pewnych kwestii, nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, czy te brutalne zmiany wątków są wadą, czy zaletą. Jestem jednak przekonana, że dzięki nim czytelnicy mają okazję poznania większej ilości detali z codziennego życia mieszkańców różnych wysp i mogą złożyć z nich „indonezyjską układankę”. Gdyby bowiem autorzy chcieli każdy wątek opisywać najdokładniej jak mogą, to musieliby stworzyć wielotomową encyklopedię. Pamiętajmy, że Indonezja to kraj złożony z ponad 17 tysięcy wysp, z których ponad 6 tys. jest zamieszkałych. Co jednak ważniejsze, każda z wysp ma odrębną i na swój sposób unikatową kulturę, niepowtarzalne zwyczaje i tradycje, swoją własną bogatą historię i niejednokrotnie odrębny język.
Dla mnie, jako biologa zafascynowanego przyrodą Indonezji, ciekawe było także to, jak ten sam kraj postrzega ktoś o kompletnie innych zainteresowaniach. Nie da się ukryć, że do niektórych tematów (np. walk kogutów, upraw palm olejowych, tresowaniu gołębi) poruszanych przez autorów podchodzę w inny sposób.
Być może bardziej subiektywny i emocjonalny, dlatego nie do końca jestem usatysfakcjonowana ich ograniczeniem i brakiem jednoznacznej oceny. Jednakże dzięki temu, że mogłam dowiedzieć się jak Indonezja wygląda oczami ekonomisty oraz marketingowca i biznesmena, znacznie poszerzyłam swoją wiedzę o tym archipelagu. Trzeba szczerze powiedzieć, że nie ma w naszym kraju wielu książek na temat tego regionu świata. Tym cenniejsza jest więc wiedza, którą podzielili się z czytelnikami autorzy. Dzięki książce poznamy bliżej elementy kultury (w tym historii i religii) i tradycji mieszkańców wybranych wysp, a także ich życiowe problemy. Dowiemy się m.in. czym są balijskie „oferingi” (swoją drogą, czy naprawdę nie dało się napisać „podarunki”?), jak w Indonezji żyje się potomkom emigrantów z Chin, dlaczego w trakcie pogrzebu kobiety z plemienia Dani odcinają sobie palec, dlaczego korupcja jest tak powszechna, jakie granice może osiągnąć chuligaństwo kibiców piłki nożnej, czy też jak doszło do pierwszego spotkania Europejczyków z legendarnymi smokami z Komodo. Dzięki jednemu z autorów możemy nawet poznać bliżej codzienne życie i zwyczaje indonezyjskich muzułmanów. Rozczaruje się jednak ten, kto sięgając po „Archipelag znikających wysp” oczekuje typowej książki podróżniczej opisującej piękne miejsca i zabytki, które koniecznie trzeba zobaczyć jadąc do Indonezji. Takich informacji tutaj po prostu nie ma (i dobrze bo znaleźć je można w przewodnikach).
Ponadto, książka napisana jest w taki sposób, że oprócz samej Indonezji możemy choć trochę poznać także jej autorów. Mimo iż z początku irytowało mnie, że jest w niej tak dużo osobistych, wręcz filozoficzno-etycznych wywodów (tym bardziej, że jak już wspomniałam nie wiedziałam, który z autorów je napisał), to ostatecznie uważam, iż są one atutem tej książki. Zupełnie inną sprawą jest natomiast to, czy się z tymi opiniami zgadzam czy nie. Dodam jeszcze, że za atut uważam też zamieszczone w książce fotografie. Zapewne szczególnie docenią je osoby, które w Indonezji nie były i nie miały okazji zobaczenia na własne oczy tego o czym piszą Piotr Śmieszek i Sergiusz Prokurat, a co niejednokrotnie trudno sobie wyobrazić.
Ośmielę się stwierdzić, że puenta książki jest jej najcenniejszym fragmentem i choćby dla niej samej warto przeczytać całość. Jednakże recenzję tę zakończę cytatem z książki, aby każdy kto podróżuje, bez względu na kierunek i odległość, zastanowił się nad słowami autorów:
„Indonezyjski archipelag można podziwiać bez końca. Od Jawy z więcej niż setką wulkanów, przez Bali z tysiącem świątyń, mroczny Lombok, Sulawesi, wyspę przypominająca kształtem orchideę, dzikie Borneo, Komodo, która jest ojczyzną ostatnich smoków naszych czasów, aż po zamieszkiwaną niegdyś przez kanibali niebezpieczną Papuę Nową Gwineę… Kraj tysięcy wysp zadziwia, urzeka, a przede wszystkim jest nieprzewidywalny. Przyciąga jak magnes miłośników przygód szukających szczęścia w podróży oraz odskoczni od zachodniego stylu życia. Powstaje jednak pytanie: czy masowy napływ turystów – z ich technologią, procesami globalizacyjnymi i logiką – na te dziewicze tereny nie sprawi, że tradycyjne rytuały, obrzędy odprawiane na indonezyjskich wyspach znikną zupełnie?”.
Gorąco polecam każdemu miłośnikowi podróży tę lekturę.
Dominika Kustosz | www.dominikakustosz.com