Ponad dwa lata temu poznałam w Krakowie Japończyka, Toru. Bardzo miły chłopak, wykształcony, ciekawy świata i ludzi. Porzucił dobrze płatną pracę w Tokio, żeby studiować w Niemczech. Pozostaliśmy w kontakcie. Niedawno okazało się, że jego młodszy brat jest jego „socjologicznym” przeciwieństwem. Od lat siedzi zamknięty w bezpiecznym więzieniu własnego domu. Odkąd rzucił studia, nigdy nie pracował, zupełnie odizolował się od świata zewnętrznego.
Hikikomori (jap. ひきこもり- ‘wycofanie’) to termin określający chorobę społeczna, dotykającą przeważnie japońska młodzież. Jednakże jej symptomy, o podłożu psychiczno-emocjonalnym mogą z powodzeniem wystąpić w każdym mniej lub bardziej zatomizowanym i nowoczesnym społeczeństwie. Charakteryzuje się z apatią, socjologicznym wycofaniem, strachem i niemocą.
Fenomen ten, jako pierwszy zdefiniował w 1998 roku japoński psychiatra, Tamaki Saito. Według niego możemy zauważyć symptomy wystąpienia hikikomori, kiedy 20-kilkuletnia osoba pozostaje zamknięta w domu i nie udaje jej się uczestniczyć w życiu społeczeństwa przez ponad 6 miesięcy. Saito stwierdził także, że tej przypadłości nie towarzyszą żadne dodatkowe zaburzenia psychiczne.
W rzeczywistości hikikomori są w stanie przebywać w stanie domowej hibernacji przez wiele miesięcy, a nawet lat. Prowadzą swego rodzaju nocne życie, kiedy to oddają się kilkugodzinnej grze na konsoli lub oglądaniu anime. Śpią w dzień i kontaktują się jedynie z najbliższą rodziną – najczęściej szepcząc zza drzwi własnego pokoju. Jeżeli zdarzy się, że taka osoba opuści swoją twierdzę, to zrobi to pod osłoną nocy, udając się na zakupy do pobliskiego całodobowego sklepu.
W Japonii można doliczyć się nawet do 1, 2 ml przypadków tej, skądinąd cywilizacyjnej choroby. W większości z nich to młodzi mężczyźni, pozostający na utrzymaniu kochanych rodziców nawet do 40. roku życia. Stwierdzono także nieliczne zachorowania w Korei Południowej.
To właśnie nadopiekuńczość symbiotycznych matek i ojców uważa się jako jedną z przyczyn wycofania się młodych ludzi z życia społecznego na nawet kilkadziesiąt lat. Rodzice nie uczą swoich pociech samodzielności, zapewniając je, że wszystkie problemy mogą rozwiązać za nie. A kiedy dzieci wkraczają w dorosłość, stają się bezradne wobec piętrzących się problemów związanych i osiąganiem samodzielności. Rodzicielskie pasy bezpieczeństwa pękają, kiedy dziecko jeszcze nie nauczyło się chodzić. Japoński system edukacji, oparty na bezlitosnym wyścigu szczurów tylko ułatwia decyzję o porzuceniu walki o lepsze wykształcenie i lepiej płatną pracę. Darwin miał rację, słabsi przegrywają – i zamykają się w świecie wirtualnej rzeczywistości.
Sposobem na wyrwanie hikikomori z jego fobii jest swego rodzaju dość podstępna praktyka. Otóż, przyszły terapeuta (najczęściej jest to kobieta) nawiązuje kontakt z pacjentem przez Internet, by potem nakłonić go do wyjścia z domu. Po pewnym czasie, chory decyduje się na uczestnictwo w sesjach terapeutycznych, które kontynuuje przez rok. Uleczalność waha się od 30 do 70 procent.
Jak się okazuje, zjawisko hikikomori jest także obecne w japońskiej pop-kulturze. W 2006 roku zrealizowano 24-odcinkową serię anime poświęcone temu tematowi. „NHK ni Youkoso!” to przedstawione w krzywym, skłaniającym do refleksji, zwierciadle życie młodego chłopaka, który przeprowadza się z małej mieściny do Tokio i z dnia na dzień coraz bardziej izoluje się od świata. Jak moglibyśmy się spodziewać, na pomoc spieszy mu młoda dziewczyna, która za cel postawiła sobie wyciągnięcie go z apatii i strachu przed ludźmi. Ironia tej historii kryje się w tym, że w dużej mierze napisało ją życie autora powieści o hikikomori, której anime jest luźną adaptacją. Otóż, pisarz od wielu lat cierpi na opisywaną przypadłość i żyje zamknięty w swoim domu, utrzymując się z dochodów z książki.
Biorąc pod uwagę, że Japonia może pochwalić się niechlubnie wysokim odsetkiem samobójstw oraz fakt, że coraz więcej jej młodych obywateli wybiera żywot hikikomori, można wysnuć wniosek, że Kraj Kwitnącej Wiśni przeistacza się w kraj nieszczęśliwych ludzi… Czy to nie ironia, że granice alienacji osiągane są właśnie w tak wysokorozwiniętym i stechnologizowanym społeczeństwie? Oby jego przyszłość jawiła się jednak w bardziej kolorowych barwach.
Moje zachowanie w ten sposób trwa jakieś 10-15 lat,nie mam rodziny więc jestem zmuszony pracować.Co dziwne wszyscy mnie lubią lub traktują jako wzorzec.Ale nic poza tym,rzeczy kupuje tylko przez internet,jedzenia też coraz więcej.Wolę sms niż rozmowę telefoniczną.Unikam sąsiadów,czuje wstręt do miejsc pełnych ludzi jak restauracje,sklepy czy autobusy.
Ja byłem taki jak piszesz: młodzi ludzie, którym się odechciewa pracy, znajdują sobie wygodne wytłumaczenie na to by przez cały dzień nie robić dokładnie nic, oglądać kreskówki i grać na komputerze. Było tak przez 4 miesiace. Więcej bym nie wytrzymał. Potrzebowałem się czymś zająć, potrzebowałem kontaktu z ludźmi. Ci ludzie są naprawde chorzy, jeśli potrafią tak wegetować przez lata. Zdrowy człowiek by tego nie wytrzymał.
ciekawa jestem, czy to wyizolowanie od świata rzeczywiście we wszystkich przypadkach jest związane z fobia, zaburzeniami, czy po prostu młodzi ludzie, którym się odechciewa pracy, znajdują sobie wygodne wytłumaczenie na to by przez cały dzień nie robić dokładnie nic, oglądać kreskówki i grać na komputerze. Podejrzewam, że osoba cierpiąca na tą chorobę przeżywa dramat, natomiast cała reszta świetnie się bawi, utrzymywana przez rodziców, unikająca odpowiedzialności. Po kilku latach ulegają „cudownemu ozdrowieniu” i prowadzą normalne życie.