Pierwsze, co przychodzi na myśl, gdy pada słowo „Gruzja” to wino, toasty. A w drugiej kolejności chyba gościnność mieszkańców. Jak ta gościnność wygląda w rzeczywistości?
Przykład pierwszy. Po długim marszu postanowiliśmy odpocząć w cieniu jednego z budynków w mijanej wiosce. Po około dziesięciu minutach pojawił się mieszkaniec wioski i wręczył nam cieplutki jeszcze chleb. Chwilę potem przyszła pani i dała nam talerz z pomidorem, ogórkiem i serem. Następnie dostaliśmy miseczkę fig. A na koniec gorącą kawę i cukierki! Nikogo o nic nie prosiliśmy, wystarczyło usiąść…
Przykład drugi. Zapadał już zmierzch, chcieliśmy rozbić namiot, ale nie było gdzie, ponieważ trafiliśmy do wioski niezwykle rozciągniętej w przestrzeni. W końcu postanowiliśmy wejść na jakieś podwórko i zapytać, czy możemy rozłożyć się z namiotem na trawniku. Pierwsza zapytana osoba krzyknęła do nas: „Na trawniku? Na jakim trawniku? W łóżku będziecie spać!”. No i tak się stało. Ale wcześniej gospodyni przygotowała „malutką kolacyjkę”… No cóż, stół okazał się za mały, żeby wszystko pomieścić. A następnego dnia gospodarze zwolnili córkę ze szkoły, by mogła się nami zająć. O śniadaniu tak samo obfitym jak kolacja nawet nie wspominam…
Skąd się to bierze? Czy traktuje się tak tu wszystkich, czy może Polaków szczególnie? Co do tej ostatniej myśli, to coś w tym jest…
Zacząć należy od tego, że jeśli spotka się w Gruzji turystę, najprawdopodobniej jest Polakiem. A jeśli idzie z wielkim plecakiem, namiotem i karimatą – Polakiem jest prawie na pewno. Gruzini są bardzo dumni ze swego kraju i łasi na wszelkie formy pochwał pod jego adresem. A cóż jest lepszą pochwałą danego miejsca, niż tłumne jego odwiedzanie?
Z drugiej strony, turyści = pieniądze. I to też z pewnością jest jeden z powodów gruzińskiej życzliwości wobec Polaków. Wiadomo, jesteśmy jednym z filarów tutejszego przemysłu turystycznego.
A kolejny element tej układanki pochodzi z zupełnie innej beczki. Jest nim… Lech Kaczyński. Nasz były prezydent stał się tutaj bohaterem narodowym. Okryty jest „chwałą na następny tysiąc lat” za bohaterską odsiecz podczas wojny z Rosją i uchronienie Tblisi przed bombardowaniami.
Pewnego razu zostaliśmy zaproszeni na stypę. Wierzcie lub nie, ale za Kaczyńskiego wypiliśmy więcej wina niż za zmarłą… A gdy tamada (najstarsza osoba przy stole, która przewodzi biesiadzie) wznosił za niego toast, wychwalając w górnolotnych słowach jego męstwo i odwagę, po prostu przechodziły nam ciarki po plecach.
Ostatniego dnia zapytałem jednego z mieszkańców stolicy, skąd wzięła się ta ich gościnność. Odpowiedział, że dla każdego Gruzina gość jest prezentem od Boga. I nie jest to żaden przesąd czy puste powiedzonko. Oni naprawdę w to wierzą.
Z pewnością nie jest to do końca prawda i oczywiście nie wszyscy Gruzini są tak mili, ale brzmi to na tyle poetycko, że aż chce się w to uwierzyć.
Polecamy również książkę Wojciecha Góreckiego o Kaukazie – „Toast za przodków”.
Tutaj recenzja: http://mandragon.pl/gaumardzios-za-kaukaz/
Gruzini lubią głównie polskie pieniądze, z tą gościnnością różnie bywa. To już inne czasy.
Niestety, gruzini czarnomorscy nie lubią polakow, a wręcz uwielbiają rosjan… Nieuprzejmości i obojetnosci doswiadczylismy niejednokrotnie zarówno na kwaterze jak i w restauracjach…przykre…dla nas gruzińska goscinnosc to mit