Filipiny – wulkan Kanlaon

Ma 2435 m.n.p.m. To zaledwie czternaście metrów mniej niż najwyższy polski szczyt, Rysy.

Lonely Planet opisuje go jako najbardziej ekscytujący ze wszystkich, chociaż jest szesnastym szczytem Filipin. To wulkan Kanlaon na wyspie Negros.

Najpierw pozwolenie

Nie da się na niego wejść ot tak sobie. Najpierw trzeba załatwić pozwolenie w biurze Department of Environment & Natural Resources, zwanym w skrócie DENR. Dostanie się do DENR to nie jest łatwa sprawa,  po ostatnim trzęsieniu ziemi zmienili adres, więc na próżno szukać ich w przewodnikach.

Nowy adres to:
DENR-PEDRO Negros Occidental, Abad Santos Street, Barangay 39, Bacolod City

Biuro otwarte jest od poniedziałku do piątku od 6.30 do 19.00. W biurze jest specjalny pan, który opowie bardzo dużo o parku, doradzi jak się ubrać, co zabrać, czego nie brać, co kupić, itd, itp.
Cena pozwolenia dla jednej osoby to 400 peso. Dochodzi do tego opłata prawna (w razie wypadku lub śmierci) – 200 peso. To tyle. Przewodnikowi, który jest absolutnie wymagany, płacimy na miejscu 700 peso.

Przed wejściem

Po otrzymaniu pozwolenia trzeba dostać się do małej miejscowości Guintubdan. Podróż z Bacolod City podzielona jest na dwie części. Najpierw autobusem do La Carlotta (półtorej godziny), a później jeepem do Guintubdan (godzina). Zatrzymać się najlepiej przy sklepie pani Nidy, która jest tu osobą znaną, a jej brat to menadżer wszystkich przewodników, jest też kontaktem polecanym przez biuro DENR.

Noc najlepiej spędzić u pani Nidy na stancji. Cena – 400 peso za noc, chociaż pokój jest zupełnie nie ekskluzywny – mały, z łóżkiem o długości 180 centymetrów, bez prysznica (jest wiadro) i bez lustra nawet w toalecie.
Jaki jest więc plus nocowania u pani Nidy? Taki, że szlak zaczyna się tuż za jej domem. Do tego pani Nida przygotuje świetne, łatwostrawne śniadanie, spakuje nam obiad na wspinaczkę, zrobi kolację, a nawet zagotuje wodę, którą można zmieszać z lodowatą wodą z wiadra uzyskując w miarę ciepłą kąpiel.

W drodze na szczyt wulkanu

Droga na szczyt rozpoczyna się dnia następnego o 6-tej rano. Można wejść na szczyt i wrócić do bazy tego samego dnia, ale jest to męczące i trzeba być w naprawdę dobrej formie fizycznej. Ja biegam dwa razy tygodniowo po cztery kilometry i z wejściem na szczyt wulkanu nie miałem jakichkolwiek kłopotów. Moja dziewczyna, której aktywność fizyczna jest na poziomie normalnego człowieka, męczyła się straszliwie. Miała dosyć już po godzinie drogi.

Droga łatwa nie jest. Praktycznie nie ma żadnej ścieżki. Przedzierać się trzeba przez dżunglę, przeciskać między wysokimi paprociami, przechodzić pod złamanymi drzewami, skakać przez rowy, chodzić po zwalonych drzewach robiących za mosty nad urwiskami, chodzić po mokradłach. Łatwo nie jest. Gdy po kilku godzinach wyjdziemy z dżungli i oczom naszym ukaże się szczyt wulkanu, droga wcale się nie poprawia.

Niby jest już otwarta przestrzeń i nie ma już dżungli, ale wspinanie się po kamieniach jest trudne i łatwo się przewrócić. Jeszcze trudniej jest, gdy schodzi się w dół.

Na szczycie

Widok na szczycie wynagradza wszystko, zwłaszcza gdy opadnie mgła, która może wszystko spowić dookoła w kilkanaście sekund, a później równie szybko zniknąć.

Gdy będziemy już na szczycie warto zajrzeć w głąb wulkanu. Widok naprawdę ciekawy!
Przewodnik zaprowadzi nas też do wygasłego wulkanu, który zarośnięty jest już trawą, a na jego dnie jest małe jeziorko, w którym – w zależności od temperatury – zamarza woda.

Kiedy i jak się wybrać?

Nam droga na szczyt zajęła siedem godzin. W dół pięć. Szliśmy od 6-tej rano do 6-tej wieczorem. Najszybszy człowiek wspiął się na Kanlaon w trzy godziny i zszedł w półtorej. Jest jednak wielu takich, którzy nie są w stanie wejść i zejść tego samego dnia i muszą nocować na jednym z trzech specjalnie wykarczowanych placów. Śpi się wtedy w namiotach, a wodę czerpie z górskich strumyków.

Na Kanlaon można wejść od marca do maja oraz od października do grudnia. W innych terminach DENR nie wydaje pozwoleń. Wejścia „na dziko” są ryzykowne i mogą skutkować poważną kontuzją, lub nawet śmiercią. Ratownicy, którzy zamieszkują Gintubdan (jedną z nich jest nieoczekiwanie pani Nida) nie mają obowiązku ratować „dzikich turystów”. Co ważne, ich akcje ratunkowe mają do tej pory 100% skuteczność.

Warto dodać, że wulkan Kanlaon jest wulkanem aktywnym i trudnym do przewidzenia. Obszar sześciu kilometrów dookoła wulkanu jest obszarem permanentnie niebezpiecznym i przebywanie tam teoretycznie zagraża życiu.

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    1. Kuba_Bydgoszcz pisze:

      Witam, mam w planach zaliczyć wulkan 21-23.10. Czy są jakieś limity tych pozwoleń wydawanych w Bacolod? Czy jest możliwość, że takie pozwolenie nie zostanie wydane? Napisałem do nich na FB, czekam cały czas na odpowiedź. Dzięki za info, pozdrawiam :-)

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 3 + 7

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.