Podczas moich pobytów nad dwoma najbardziej znanymi jeziorami w Kirgizji: największym – Issyk Kulem i najwyżej położonym – Song Kulem poznałam codzienne życie tego półnomadzkiego ludu.
Dzień na stepie rozpoczyna się o wschodzie słońca. Wstają wszyscy bez wyjątku, nawet dzieci. Kobiety doją zwierzęta, a mężczyźni w tym czasie je czyszczą. Następnie chłopcy na koniach wyprowadzają stada na wypas.
Równocześnie jurta zmienia charakter z sypialni na kuchnię. Za piecykiem w miejscu nazywanym juk układane są pościele i poduszki. Przed tym miejscem znajduje się tyor, czyli miejsce dla honorowych gości, a w życiu codziennym dla głowy rodziny. Obok znajdują się miejsca dla synów, a przy wejściu do jurty dla córek, żony i pozostałych kobiet mieszkających w jurcie. Wyciąga się naczynia i stolik przygotowując jurtę do posiłku. Dziewczynki i kobiety zajmują się przygotowywaniem śniadania i gotowaniem wrzątku w samowarze.
Ważną poranną czynnością jest upieczenie pieczywa, czyli lepioszków (u nas nazywanych podpłomykami). Śniadanie, jak i wszystkie inne posiłki, mieszkańcy jurty jedzą razem. Przed jedzeniem należy wypowiedzieć magiczne „omin”. Jest to przede wszystkim podziękowanie Bogu za posiłek, a za razem życzenie innym smacznego.
Przed południem następuje szereg prac związanych z przetwarzaniem wydojonego mleka. Z mleka kobylego przygotowuje się kumyz, który fermentuje w specjalnym pojemniku ze skóry nazywanym chinach. Może on być zrobiony także z mleka wielbłądziego.
Nie odmawia się szklaneczki kumyzu – byłaby to potwarz dla gospodarzy. Z mleka owczego przygotowuje się korut. Są to małe kulki mocno słonego sera suszone na słońcu. Odpowiednio ususzone są wówczas, gdy twardością dorównują kamieniom. Ponoć są najlepsze do zaspokojenia głodu podczas wypasu zwierząt i wędrówek po stepie.
Przygotowuje się także airan, czyli kefir oraz masło. O ile zrobienie airanu w zasadzie nie wymaga nakładu energii to zrobienie masła jest naprawdę czasochłonnym i energochłonnym zajęciem. Równie męczące jest oddzielanie śmietany od mleka. Obecnie odbywa się to za pomocą specjalnej maszynki na korbkę. Otrzymana śmietana, a właściwie kajmak jest bardzo gęsty i aromatyczny. Przygotowywany jest także makaron, który wykorzystuje się później do gotowania dań obiadowych.
Czas szybko mija i nadchodzi pora obiadu. Po raz kolejny zbierają się wszyscy i zasiadają do posiłku. Bardzo często jest to paloo, danie znane w innych rejonach Azji jako płow. Jest to ugotowany ryż wymieszany ze smażoną marchewką i mięsem. Bywa też tak, że na obiad jest szorpo jedzone z lepioszkami. Jest to rodzaj zupy warzywnej z dodatkiem mięsa. Często je się oromo, czyli rodzaj ciasta naleśnikowego zawijanego z poszatkowaną dziką cebulą. Po obiedzie jest spokojniej i można trochę odpocząć. Spowodowane jest to także wysoką temperaturą i palącym słońcem. Jest to także czas na przygotowanie wystawnej kolacji. Oczywiście nie bywa tak codziennie, a jedynie z powodu wielkich świąt takich jak narodziny nowego członka rodziny czy śmierć lub wizyty specjalnych gości. Głowa rodziny zabija wówczas, poprzez podcięcie szyi, najokazalszego barana. Z zabitego zwierzęcia nie marnuje się żadna sztuka mięsa. Je się wypełnione tłuszczem i mlekiem jelita oraz płuca, gotowane żołądki i gałki oczne, a nawet pieczony w czaszce mózg.
Jak sami Kirgizi mówią: „najwięcej mięsa na świecie jedzą wilki, na drugim miejscu są Kazachowie, a na trzecim Kirgizi”. Wynika to między innymi z koczowniczego charakteru tego ludu. Ale nie tylko baraninę je się w jurtach. Ulubionym mięsem Kirgizów jest konina. Chętnie jedzą także mięso krowie, wielbłądzie, a nawet świstaków. Mięso jest tym lepsze im więcej ma żyra (tłuszczu). Niestety dla przeciętnego Europejczyka większość tych specjałów jest po prostu niesmaczna. Nie chodzi nawet o sam fakt, które wnętrzności to są, a o to, że na stepie mięsa się nie przyprawia. Najczęściej nie stosuje się nawet soli czy pieprzu. Mięso ma swój specyficzny zapach i naturalny smak, od którego już dawno odwykliśmy. Przysmakiem i narodowym daniem jest besz barmak. Jest to gotowane w bulionie mięso podawane z domowej roboty makaronem posypane natką pietruszki i kolendrą. Tradycyjnie danie je się palcami. Stąd wzięła się jego nazwa, która w dosłownym tłumaczeniu oznacza „pięć palców”.
Popołudniu stada zagania się do koszarów. Kobiety ponownie zabierają się za dojenie zwierząt. Do zmierzchu znowu pełno jest pracy. Wieczorami po kolacji zasiada się przy mocnym samogonie (araku) lub delikatniejszym i słabszym bozo, które nazywane jest „Kirgiskim piwem”. Wyrabia się je z gotowanych, a następnie fermentowanych ziaren prosa. Jest to najlepszy moment na prowadzenie długich rozmów, opowiadanie starych legend oraz śpiewy.