Indie i taniec – rozmowa z Aleksandrą Michalską-Singh

Sebastian Durbacz, Sergiusz Kazimierczuk: Co było najpierw – fascynacja Indiami czy indyjskim tańcem?

Chciałam poznać głębiej jakąś inną kulturę. W liceum zdecydowałam, że będę studiować orientalistykę, wybrałam indologię. Chociaż niektórzy szli na indologię, myśląc, że idą na indianistykę, bo lubili Karola Maya, u mnie to był świadomy wybór. Taniec  po raz pierwszy zobaczyłam w telewizji, ale już po tym jak zdecydowałam się na studia. Zafascynował mnie sposób w jaki poruszała się tancerka – gest, mimika, kostium.

– Pamiętasz swoje pierwsze wrażenia z podróży do Indii?

Chyba takie, jakie mają wszyscy – mokra szmata na twarz zaraz po wyjściu z samolotu. To był lipiec, w Delhi gorąco, wilgotno, rikszarze biegną na mnie, wołając – madame, riksza! Na szczęście z lotniska odbierał nas znajomy Hindus, który nas zawiózł do swojego domu. I w tej bezpiecznej bazie planowałyśmy dalsze podróże po Indiach. Bardzo intensywnie wtedy podróżowałyśmy. Na zasadzie – dzień bez świątyni to dzień stracony. Po paru miesiącach pobytu w Indiach przypadek sprawił, że znalazłyśmy się w Gokarnie. Teraz jest to bardzo turystyczna miejscowość, wtedy nic tam się nie działo. Cisza, spokój, plaża.

Pewnego dnia w drodze na plażę, usłyszałam stukot kijka, którym uderza się w czasie lekcji tańca. Patrzę, a w małym domku siedzi Hinduska, która uczy dzieci Bharatanatjam. Zajrzałam tam i w końcu cały ostatni miesiąc uczyłam się tańca, po dwa razy dziennie.

Po piątym roku studiów uzyskałam stypendium w Indiach. Na dwa lata pojechałam znowu uczyć się Bharatanatjam, tym razem do Delhi. Po zakończeniu stypendium zostałam jeszcze na rok, już na własny koszt. I poznałam przyszłego męża, który jest aktorem. Poznaliśmy się w Delhi w mojej szkole tańca. On przez jakiś czas chodził na zajęcia z [tańca] ćhau, którego się uczyłam. Zaczął zapraszać mnie na swoje sztuki, ja jego na swoje występy. Wróciłam do Polski, a potem znowu poleciałam do Indii na cztery miesiące, z biletem powrotnym, ale spontanicznie postanowiliśmy, że nie ma na co czekać i zdecydowaliśmy się na ślub.

To był ślub cywilny, trzeba było zgromadzić masę papierów.  W Indiach jest taki przepis, że jak już się złoży wszystkie dokumenty, to trzeba odczekać 30 dni. Wtedy jest czas na to, żeby ludzie mogli zgłosić swoje wątpliwości, na przykład, że kandydat na męża ma już jedną, drugą żonę. Tak więc zbieraliśmy papiery, pomagali rodzice w Polsce, bo ambasada w Indiach nie chciała mi wystawić potrzebnych zaświadczeń, w końcu obiło się to o MSZ. Wzięliśmy ślub i następnego dnia… wyjechałam do Polski, bo formalności tak długo trwały, że miałam już termin wylotu.

Swoją drogą cywilne śluby są w Indiach skromnymi uroczystościami.  W dziesięć minut jest po wszystkim.

– Czy coś się zmieniło w odbiorze Twojej osoby ze strony otoczenia?

Jest bardzo różnie. Nie zawsze noszę oznaki zamężnej kobiety, na przykład naszyjnik i przedziałek na czole zabarwiony na czerwono, ale kiedy już tak się zdarzy, ludzie patrzą na mnie ze zdziwieniem. Jedna Hinduska, zapytała mnie kiedyś na ulicy – „czy Ty wiesz, że to noszą zamężne kobiety?”.

Inna sytuacja – mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, właściciele są chrześcijanami. I oni mi kiedyś powiedzieli – „nie martw się urobisz go, będzie nasz”. W sensie, że zmieni wiarę [śmiech].

– Trudno było Ci się mentalnie przestawić na Indie?

Zderzenie kulturowe jest, chociaż ja w Indiach czuję się bardzo dobrze. Uważam, że nie muszę się wcale „przestawiać”, wystarczy ze próbuję zrozumieć to co się wokół mnie dzieje, dostosowuję się,  szanuję ludzi i ich zwyczaje. To dobra szkoła szczęśliwego i pełnego życia.

Problemem na początku było jedzenie. W Polsce na przykład nie używałam przypraw i trudno mi było przestawić się na hinduskie jedzenie. Tęskniłam za białym serem, bułkami z ziarnem, kiszonym ogórkiem. Teraz zmienił mi się smak.

– A w codziennym życiu coś Cię denerwowało  poza jedzeniem?

Na początku denerwowało mnie zainteresowanie moją osobą ze wszystkich stron.  Patrzący zewsząd ludzie, którzy wpatrywali się we mnie jak w ekran telewizora. Każdy coś ode mnie chciał i tak codziennie. Nie zwracam już uwagi na żebrzące dzieci. Znajomi z Europy pytają – „jak możesz na nie obojętnie patrzeć, one są takie biedne”. A ja wiem, że jak im czegoś nie dam, to mnie popchną albo szturchną.

Często też dostaję od nieznajomych zaproszenia na śluby, imprezy, bo w dobrym tonie jest zaproszenie „białej twarzy”.

– W Indiach pracujesz jako instruktorka tańca?

Tak, uczę głównie dzieci. Miałam zresztą epizod nauki w dobrej, prywatnej szkole. W szkołach taniec indyjski to jeden z przedmiotów. W młodszych klasach nawet obowiązkowy. Starsze dzieci mogą wybierać jeden z większej puli przedmiotów artystycznych. Siedmio i dziesięciolatki, które uczyłam były zdziwione, że pani z Zachodu uczy indyjskiego tańca, ale okazało się, że one nic o nim nie wiedzą! Ich rodzice mówiący tylko po angielsku, często uważają, że hinduska muzyka jest nudna. Ja uparłam się – będę was edukować, opowiadałam o historii tańca, puszczałam muzykę, filmy. Po jakimś czasie na zajęcia zaczęły przychodzić hinduskie nauczycielki, żeby się czegoś dowiedzieć.

– Czy łatwo jest nawiązać przyjaźń z Hindusami?

Tak, po pięciu minutach jesteśmy „friends” [śmiech]

Mam jednego przyjaciela Hindusa i jedną dobrą koleżankę, reszta to znajomi bliżsi lub dalsi.  W ogóle łatwiej nawiązuję przyjaźnie z mężczyznami. Indyjskie dziewczyny, nie chcę generalizować, ale kierują się właściwie jednym życiowym celem – wyjść dobrze za mąż i dotyczy to również tych najbardziej niezależnych, jeżdżących na Zachód. Rozmowy krążą wokół tematu męża. Naprawdę trudno rozmawia się o innych sprawach, typu – kultura, taniec. Nawet z tancerkami.  Są tancerkami, ale bywa, ze jest to dla nich tylko zawód, a nie pasja.

– Ludzie, którzy emigrują ze swojego kraju często mają tak, że adaptują się w nowym miejscu zamieszkania, ale nigdy nie czują, że są stamtąd. W swoim kraju też już nie czują się jak  u siebie.

Też tak czuję.  W Polsce już nie wszystko jest tak oczywiste jak kiedyś. Drażni mnie polskie narzekactwo, ludzie są strasznie smutni w  porównaniu z Hindusami. Jak się jedzie pociągiem – wszyscy patrzą w okno albo podłogę, na uszach mają słuchawki albo mówią szeptem. Nietaktem jest zapytanie o cokolwiek.

W Indiach jest zupełnie inaczej,  ludzie od razu nawiązują kontakt,  pytają, gdzie jedziesz albo co czytasz. Czasami takie pociągowe znajomości zamieniają się między Hindusami w trwałą przyjaźń. W Indiach raczej nigdy nie będę zaakceptowana jako Hinduska, ale mi to nie przeszkadza. Zaakceptowałam ten fakt i radzę sobie z tym. Pamiętam skąd jestem, jaka kultura mnie ukształtowała, dobrze mi z tą świadomością i tożsamością. Chłonę i przyjmuję to, co ma dla mnie nowe życie i nowa kultura, w której objęciach się znalazłam.

– Dzięki za rozmowę

Aleksandra Michalska-Singh – indolożka-drawidolożka (tytuł magistra Indologii otrzymała w Zakładzie Azji Południowej Instytutu Orientalistycznego na Uniwersytecie Warszawskim), jest tancerką, choreografem i instruktorką klasycznych tańców indyjskich, oraz jogi, dzielącą życie pomiędzy Indie i Polskę.
Swą przygodę z tańcem indyjskim rozpoczęła w 2000 roku od nauki tańca Bharatanatyam pod kierunkiem Anny Łopatowskiej. Jej zamiłowanie do kultury i sztuki indyjskiej, a w szczególności do klasycznych form tanecznych, zawiodło ją do Indii, gdzie podczas swych dwóch indologicznych wypraw naukowych zgłębiała tajniki Bharatanatyam i ludowych tańców indyjskich w Karnatace, pod okiem tancerki Rajeshwari S. Hande.
Od 2005 na stałe przebywa w Indiach. Jako stypendystka Indian Council for Cultural Relations (ICCR) przez trzy lata studiowała bharatanatyam w Akademii Tańca Triveni Kala Sangam w New Delhi, pod kierunkiem znakomitej tancerki, Guru Jayalakshmi Eshwar. W 2006 roku rozpoczęła w Indiach również naukę dwóch innych indyjskich form tanecznych: odissi (pod kierunkiem Smt. Kavity Dwibedi) oraz ćhau (pod kierunkiem mistrza Seraikella Chhau – Guru Shashadhara Acharyi).
Ma na swym koncie liczne recitale taneczne, wykłady i prelekcje zarówno w Polsce jak i w Indiach.

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 5 + 2

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.