Niezwykłe rzeczy przydarzyły się moim znajomym Moike i Jensowi, którzy niedawno mnie odwiedzili i zapewniam, w ciągu tych kilku lat życia w Indiach, nigdy nie przytrafiło mi się coś takiego. Jeśli nie jesteście jeszcze wystarczająco przestraszeni samym przyjazdem tutaj z Zachodu i pierwszego dnia staliście się świadkami porwania, całkiem normalną reakcją byloby spakowanie manatek i powrót do domu.
Moi przyjaciele z Bangalore widzieli porwanie wprost sprzed wejścia do popularnego centrum handlowego. Co było najbardziej zaskakujące, żaden z Hindusów nie zareagował. Stali spokojnie przyglądając się całej scenie. Szczerze mówiąc nie jest to dla mnie niespodzianką, chociaż jestem pewna, że zachowaliby się inaczej, gdyby porywano obcokrajowca. Od tego dnia obiecałam Abdulowi nosić zawsze ze sobą ekstra mocny gaz pieprzowy…
Na marginesie, porwana dziewczyna jest cała i zdrowa, wyskoczyła z busa, gdzie była więziona, wykorzystując moment, gdy ośmiu mężczyzn zajętych było szantażowaniem jej ojca przez komórkę. Oczywiście gazety nie wspomniały, że porwanie zdarzyło się o 9 rano przed znanym w mieście mallem. Nie, napisali tylko, ze szła wlaśnie na zajęcia komputerowe, odbywające się na ulicy znacznie oddalonej od tego centrum handlowego…
Media to swoją drogą calkiem ciekawy temat sam w sobie. Wiele razy myślałam – już niedługo i wszyscy obcokrajowcy będą zmuszeni opuścić Bangalore. Co się dzieje?
Okazuje się, że w mieście jest sporo negatywnej, upolitycznionej energii skierowanej przeciwko obcokrajowcom. Osobiście jej nie doświadczyłam, ale moi znajomi już tak. Pojechali na sobotnią imprezę do miejsca oddalonego 30 km od Bangalore. To była prywatna impreza urodzinowa. Prawie 120 osób jeszcze się bawiło, kiedy o 4 w nocy policja się pojawiła i aresztowała wszystkich. Ponoć było za głośno i podejrzewano, że goście bawią się pod wpływem narkotyków.
Policja zabrała wszystkim paszporty i 120 osób znalazło się w policyjnych więźniarkach, zmierzających Bóg wie gdzie. Nikt nie chciał im powiedzieć, gdzie jadą. Po piętnastu godzinach bez jedzenia i wody, trzy osoby zasłabły. Mój znajomy powiedział mi, że to byla najgorsza część tej historii, ale odyseja nie zakończyła się tak szybko. W końcu cała grupa dojechała do bangalorskiego więzienia i tam pozwolono zatrzymanym na jeden telefon. Tylko, że to już była niedziela wieczorem. Większość naszych znajomych została uwolniona we wtorek, niektórzy w środę. Przez ten czas przebywali we wspólnej dużej sali z mordercami i innymi typami spod ciemnej gwiazdy.
Wśród 120 zatrzymanych osób, tylko 34 było obcokrajowcami. Dlaczego w takim razie prasa wydrukowała tylko zdjęcia obcokrajowców z podpisami: „Może to wreszcie nauczy czegoś obcokrajowców?” Jak mozna mówić o wolnej prasie, gdy tendencyjnie zestawia w swoich relacjach słowa „obcokrajowcy” i „rave party”, które utożsamiane są tu z narkotykami? Co się dzieje teraz z aresztowanymi? Muszą stawić się w sądzie. Cały żart polega na tym, że policja nie miała żadnego powodu, żeby ich aresztować i to jest nawet potwierdzone w raportach policyjnych. Wciąż mówi się jednak o zgłoszeniu zakłócenia ciszy nocnej. Na wsi, 30 km od Bangalore? Akurat.
Ale broń Boże, nie chcę nikogo przestraszyć. Opowiedziałam tę historię także Jensowi i Moike, od razu jak tu przyjechali i najwyraźniej przestraszyłam ich jeszcze bardziej. Więc ludzie pamiętajcie: nie ma żadnego powodu, żeby obawiać się przyjazdu w to miejsce. Moi przyjaciele sami szybko to odkryli, kiedy wybrali się ze mna na podobną imprezę. Indie są wciąż pieknym krajem do podróżowania. Pełnym przygód i niespodzianek na każdym kroku. Na przykład, gdy okaże się, że twój autobus z Goa do Bangalore, po prostu cię nie weźmie, nawet jesli masz ważny bilet! Po wszystkim możesz się tylko z tego śmiać, z przygód, których nikt inny nigdy nie miał i raczej mało komu będzie dane przeżyć. Co więcej nigdy nie zapomnisz wspaniałych ludzi, pięknych zdjęć, twojej pierwszej przejażdżki rikszą i świętych krów na plaży…