Jak łodz przecinajaca rwącą rzekę,
zabierz nas ku dobrobytowi.
O ogniu, niech nasze grzechy spłyną z nas.
RIGVEDA I.97.8
Wszedłem na skromne podwórze, wciąż nie rozumiejąc gdzie dokładnie trafiłem. Zagęszczone słońce zaburzało kompletnie mój zmysł orientacji. Zmrużone oczy, jakby lekko zalepione miodem, szukały chwili wytchnienia. Całe szczęście ławica dręczących dźwięków odpłynęła gdzieś z dwutłokowym prądem miasta. Było cicho…jedynie dozorca mamrotał coś do siebie. Twarz miał drobną, zwiędłą niczym jabłko zbyt długo trzymane w piecu. Zastygłe ciało jawnie kontrastowalo z kościstymi palcami rąk, które ani na chwilę nie przestawały wygładzać poszarpane strony gazety.
– Ma szczęście. – Usłyszałem w kiepskim angielskim. – Dzisiaj otwarte przez cały dzień. Normalnie jedynie przez pół godziny. Na lewo poczekalnia.
Jej przukucnięte wejście przesłaniała bujna grzywa korzeni drzewa Bo , świętego figowca hinduistów i buddystów. Draperia powietrznych kanałów pięła się na różnych poziomach. To właśnie dzięki nim, nasze ludzkie problemy wędrują boskimi kapilarami ku oświeconej górze, by ostatecznie rozproszyć się w zrzucanych corocznie liściach. Ficus katharsis.
Wstąpiłem do środka. Wszędzie wisiały obrazki przedstawiające niebieskoskórego Sziwę. Tuż obok znajdowała się malutka kapliczka poświęcona jego synowi, Ganeszi. Głowa słonia, wachlarzowate uszy i świdrujące oczka. Wielki intelekt, wsłuchany w odgłosy świata i czujnie go obserwujący . Pan mądrości i wyboru życiowych ścieżek. Nic dziwnego, że tak chętnie odwiedzany przez przedsiębiorczych bombajczyków. Każda nowo otwarta firma to wizyta u Ganeszy…
– Najpierw wodą opłukać figurkę.- Rzucił dozorca, wstając ze swojego Tronu Cienia.- Wypowiadać przy tym słowa modlitwy, a potem no…kiedy już wszystko się ułoży, poświęcić kilka kropel mleka.
Nawet nie zdążyłem dokonać tych zminiaturyzowanych ablucji, kiedy padło zdumiewające pytanie:
– Widzi te rozniecone stosy? Tam właśnie palimy naszych zmarłych.
Wąskie grilowane tapczaniki stały w równych rządkach. Pod kilkoma żarzył się jeszcze popiół.
– Oooo!!! Spojrzy tutaj. Noga i kawałek doka. Zawsze doka i doka*…. Ale i tak wszystko się ładnie wypali. Mam dobre drewno. Trzy rodzaje: bananowe – 4000 rupii, mango – 6000 rupii i sandałowe – te jest najlepsze (8000 rupii).
Zazwyczaj odmierzam standardowo 300 kilo drewna na osobę. Chyba że jest bardzo gruba, wtedy dodaję setkę, a nawet czasem dwie. Oczywiście extra płatne.
Patrzyłem na niego nie mówiąc ani słowa. Wyczuł, że na coś czekałem.
-No, nie zawsze wszystko idzie tak łatwo. Czasami, jakby coś trzymało ciało… i nie chciało wypuścić . Boi się? – To tylko takie Strachy na Lachy!- Pomyślałem. A mnie się nie chce stąd uciekać…
* w języku marathi „doka” oznacza głowę; marathi jest oficjalnym językiem stanu Maharashtra