Święta krowa!!!

Wstyd się przyznać, ale dopiero po 9 miesiącach w Indiach, dowiedziałam się dlaczego krowy w Indiach są święte. A powodów jest więcej niż jeden.

Po pierwsze, od czasu gdy ludzie na stale osiedlili się i zaczęli oprawiać ziemię, krowa miała ważne znaczenie ekonomiczne – dawała mleko, z którego można było robić sery, śmietanę itp.,  a jej odchody suszono na opał albo wykorzystywano do budowy chat. Z tego względu była wartościową walutą – można było płacić nią podatki, podarować córce w posagu albo przekazać na rzecz świątyni, co miało zapewnić darczyńcy zbawienie. Jeżeli krowa zdechła właściciel był obowiązany odbyć pielgrzymkę do wszystkich miejsc świętych w Indiach, by tym samym odpokutować za grzech.

Po drugie, miesza się w to mitologia. Ósma inkarnacja boga Wisznu, czyli Kriszna, wychował się w wiejskiej rodzinie. Pasł krowy i grał na flecie, żeby sprawić im przyjemność. Jego drugie imię to Gopal – strażnik krów. Tak oto krowa zyskała swoje znaczenie religijne. Jeden z najświętszych tekstów hinduskich – Purany – mówią o Kamdhenu, czyli krowie, która wyłoniła się spośród ocenów stworzenia i spełnia życzenia. W Indiach wierzy się wiec, ze każda krowa jest wcieleniem Kamdhenu.

Kriszna

Po trzecie, istnieje legenda o królu antycznego królestwa Patliputry, który nie mógł doczekać się syna – dziedzica tronu. Pewnego dnia oboje z żona udali się do swojego guru żyjącego głęboko w dżungli. Ten już z daleka poznał, w jakim celu do niego przyszli.
– Moja Królewska Mość – powiedział – gdy wychodziłeś ze świątyni po modłach zignorowałeś jedna z krów Kamdhenu. Ona ma magiczne zdolności. Musisz się nią zaopiekować, jeżeli chcesz mieć syna.
Król tak właśnie zrobił, oboje z żona opiekowali się krowa, składali jej ofiary, palili kadzidła i lampki. Po kilku tygodniach, gdy krowa pasła się na łące, zaatakował ją tygrys. Król padł na kolana błagając tygrysa, by ten nie krzywdził jego świętej krowy. Ale tygrys służył swojej bogini Durdze i potrzebna była mu ofiara.
– Weź mnie, ale oszczędź krowę – błagał król
Nagle tygrys zniknął bez śladu, na króla spadły płatki kwiatów, a krowa przemówiła:
– Powstań królu. Tygrys był tylko stworzoną przeze mnie iluzją, chciałam sprawdzić twoje oddanie. A teraz oboje z żona napijcie się mleka, złóżcie ofiary, a niedługo będziecie cieszyć się synem.
Jak krowa rzekła, tak się stało.

Po czwarte, Hindusi wierzą, że po śmierci, by dostać się do niebios, muszą przekroczyć mitologiczną rzekę, a mogą to zrobić tylko prowadzeni przez krowę, która trzymają za ogon. Z tego względu po śmierci człowieka, często daruje się braminowi krowę.

Jednak nawet krowie może się w Indiach niezłe oberwać. Jak np. tej, która na ulicy w Leh próbowała poczęstować się towarem ulicznej handlarki sprzedającej zieleninę. Albo bykowi, który kręcąc się po dworcu w Waranasi w końcu zostawił pachnący prezent na którymś bagażu. Dostają często kopniaka, albo kijem w tyłek. Owszem są święte, znaczy że nie można ich zabijać, ale brutalnie przepędzić już tak.

Zresztą wiele mówiący jest dla mnie fragment z powieści Shantaram o traktowaniu zwierząt właśnie:
Główny bohater został zabrany przez swojego nowego, indyjskiego przyjaciela do jego rodzinnej wioski. Po długiej drodze autobusem, gdzie przyjaciel tłumaczył wszystkim, jaki dziwny jest jego zagraniczny kolega – bo nie ma żony, ani dzieci, podróżuje sam i jest daleko od rodziny i chyba to właśnie lubi (czyli jest szalony), dojechali wreszcie do wioski. Tam czekał na nich ojciec przyjaciela – na wozie ciągniętym przez wolu.
Zasiedli wszyscy na wozie i jadą, wlekąc się tak, ze szybciej byłoby iść pieszo. Ojciec bezlitośnie smaga wołu batem, choć ten wcale nie idzie przez to szybciej. W końcu nasz bohater nie wytrzymuje i prosi przyjaciela, by ten powiedział ojcu, żeby przestał maltretować to biedne zwierze. Na co ojciec pyta:
– Ty jesteś z Australii tak? Wydaje mi się, ze wy tam właśnie krowy jecie.
– No jemy.
– A ile ich jecie rocznie?
– Nie wiem, może z milion, ale nie krzywdzimy ich bez potrzeby, stosujemy humanitarne sposoby..
Na co ojciec mówi i to podoba mi się najbardziej
– Wydaje mi się, ze nie da się zjeść zwierzęcia bez krzywdzenia go…

Zresztą świętych zwierząt w Indiach jest więcej – małpy, kobry oraz pawie, każde z nich należy do któregoś z licznych bogów. Słyszałam, ze polowanie na pawie jest nielegalne, a za zabicie pawia można w Indiach dostać kare dożywocia, albo śmierci ( z ta karą śmierci to może być wymysł mojego kolegi z pracy).

Tak, zwierzęta w Indiach i ludzie żyją sobie w harmonii, po ulicach miedzy rikszami krążą krowy, osły, bezdomne psy, a nad tym wszystkim beztrosko skaczą małpy. I żyją tak sobie razem, co jest zadziwiające –  zwierzęta w ogóle nie reagują na ludzi, ani na hałas. Co nie oznacza, ze zawsze maja lekkie życie – często dostają z kija albo pasa, zwłaszcza psy. Nie maja co jeść i raczą się foliowymi torebkami oraz kartonowymi pudlami. Czasami jakiś sprzedawca z warzywniaka rzuci im zwiędłe warzywa.

Posąg Hanumana w Nandura (Maharashtra)

Najlepiej z tego całego zwierzyńca maja się chyba małpy. Raczej nikt ich nie bije, bo są agresywne i mogą oddać, znaczy rzucić się na delikwenta fekaliami albo pogryźć. A poza tym zanim ktoś zdąży zareagować one już dawno zdarza uciec na jakiś balkon.
I właśnie na małpy radziłabym najbardziej uważać. Krążące po osiedlach watahy bezpańskich psów rzadko są groźne (nie jak w Polsce) i nawet jeśli zaczną warczeć dość łatwo je odstraszyć. A spróbuj zastraszyć małpę – od razu się rzuci na ciebie z zębami. I jeszcze przylecą koledzy, a cale ferajna może mieć wściekliznę. Małpom podobno nie można patrzeć w oczy, bo to je prowokuje. W dodatku są bezczelne, zwłaszcza w miejscach turystycznych (np. w Agrze) – kradną torebki, okulary, aparaty fotograficzne, kamery, a nawet owoce. Wyrywają z reki i uciekają, a potem z triumfem będą się na ciebie patrzeć z daleka wsuwając twoje pomarańcze.

Mimo to małpy w Indiach maja się bardzo dobrze, ze względu na dużą liczbę wyznawców Hanumana – boga o twarzy małpy. Ma on sporo świątyń w każdym zakątku Indii i prawie wszystkie są pełne małp. Często przed wejściem można albo dostać kij – żeby mieć się czym opędzać, albo kupuje się ciastka i orzeszki, żeby mieć co im dać, albo żeby miały co wygrzebać z kieszeni (bo po kieszeniach tez grzebią, wiec lepiej nie trzymać tam nic wartościowego). A w świątyniach i miastach są dokarmiane przez wyznawców Hanumana, bo karmienie małp, to karmienie boga, składanie mu ofiary.

W Delhi już się tak rozpanoszyły, ze stały się wręcz niebezpieczne. Raz napadły na jednego ministra, kiedy stał na balkonie swojej willi i spadł biedak próbując się od nich opędzić –  w efekcie zmarł.

Moimi ulubionymi ulicznymi zwierzętami nieodłącznie były osiołki, zwłaszcza jak miały małe. Takie małe, włochate osiołki. Raz chciałam zrobić im zdjęcie, to jeden przechodzień powiedział, ze jak tak mi się podobają, to czemu nie wezmę ich do domu. Są w końcu niczyje to można brać.
Cały zwierzyniec, i to jest najbardziej w Indiach fascynujące, rodzi się, żyje i umiera na ulicy. Jasne cześć krów została uwolniona przez swoich właścicieli, po tym jak przestały dawać mleko ze starości. W końcu lepiej je wypuścić niż zabić. Ale większość zwierząt rozmnaża się po prostu na ulicy – koty, psy, świnie, małpy, osły, krowy. I jakoś żyją w miejskich dżunglach, żerują na śmietniskach i spacerują wśród ludzi.
Niezwykła  jest ta harmonia natury – ludzie i zwierzęta razem, nawet w najbardziej nowoczesnych miastach. Bo gdzie indziej można przejść kolo oszklonego wieżowca, gdzie w cieniu będzie leżała sobie krowa?

Be Sociable, Share!
    Tagi: ,

    Podobne

    Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 5 + 1

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.