Sergiusz Kazimierczuk: 24 października rozpoczyna się szósta edycja Pięciu Smaków. Co przygotowaliście dla widzów w tym roku?
Kuba Królikowski: Od paru lat mamy taką zasadę, że jedną z sekcji poświęcamy na eksplorowanie kinematografii jednego kraju. W tym roku jest to Malezja. Jest to kraj wyjątkowy, zderzają się tam trzy duże kultury – rdzenna – malajska, chińska i hinduska. To różne religie, postawy moralne i społeczne. Styk kultur, związki mieszane, problemy z tożsamością – to wszystko wyrażają artyści malezyjscy w sztuce, także filmowej.
Jakie filmy w tym roku polecałbyś szczególnie poza filmami malezyjskimi?
W programie Festiwalu nie ma filmu pod którym bym się nie podpisał. Pracowaliśmy nad nim bardzo długo. Na Festiwalu poruszamy się w obrębie Azji Południowo-Wschodniej. Wytyczyliśmy sobie granice – na północy jest to Japonia i Korea, na południu – Indonezja. Jest w filmach z tych krajów wspólny mianownik, podobny nastrój, inspiracje. W tym roku w porównaniu z zeszłymi latami mamy więcej kina gatunkowego, to odpowiedź na głos widzów. Mamy również nową sekcję – kino sztuk walki. Chcieliśmy odczarować ten gatunek, w Polsce kojarzony głównie z Brucem Lee, Hongkongiem. Tymczasem najlepsze filmy walki powstają obecnie w Azji Południowo-Wschodniej. Nowością jest też sekcja „Wolność w Azji”. To dla nas ważna sekcja, jest dużo filmów o Azji, które powstają na całym świecie, te produkowane na Zachodzie są trochę ubarwione, pokazują Azję z naszej perspektywy. Nam zależało na tym, żeby pokazać wątki wolnościowe, problemy społeczne, obrony praw człowieka, poszukiwania tożsamości, ale w filmach zrobionych przez reżyserów azjatyckich. Wyłania się z nich bardziej autentyczny obraz Azji.
Na przykład tajwański „Powrót do Birmy” Midiego Z. opowiada o codzienności na prowincji birmańskiej. Odtwórca głównej roli, zresztą emigrant z Birmy, Shin-Hong Wang będzie gościem naszego Festiwalu.
Na Zachodzie powstało wiele filmów, które skupiają się na polityce, na Aung San Suu Kyi, reżimie wojskowym, protestach mnichów, produkcji narkotyków. Filmy te opowiadają o tym co się dzieje w miastach. Tymczasem duże miasta i Złoty Trójkąt to jedynie niewielki obszar tego wielkiego kraju. Film Midiego Z. opowiada właśnie o zwykłych ludziach z prowincji, którzy nie interesują się polityką. Wiodą życie z dnia na dzień.
Projekcjom tej sekcji będą towarzyszyć spotkania z ekspertami i debaty.
Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej o debatach?
Myślę, że ciekawa będzie debata po filmach Ai Weiweia – chińskiego artysty, aktywnego działacza społecznego, prześladowanego przez rząd, który usiłuje walczyć o swoje prawa w obrębie przepisów obowiązujących w Chinach. Porozmawiamy z ekspertami o jego sztuce, działalności, znaczeniu dla wizerunku i historii Chin.
Kolejna debata będzie wokół filmu „Duch, pan piekielnej kaźni”. Jest to filmowy portret jednego z przywódców Czerwonych Khmerów, Kaing Guek Eav`a, alias „Duch”, który jako pierwszy przywódca Czerwonych Khmerów, został skazany za swoje zbrodnie przez trybunał międzynarodowy. Film zrealizował Rithy Panh, Kambodżanin, który wyemigrował do Francji, ale konsekwentnie, od wielu lat, portretuje społeczeństwo Kambodży. Reżyser został dopuszczony do aresztu, w którym „Duch” oczekiwał na wyrok i przeprowadził z nim wywiad-rzekę. Z ponad trzystu godzin materiału powstał 110 minutowy film, w którym wykorzystano także archiwalne zdjęcia z Kambodży z 1975 roku. To jest absolutnie lektura obowiązkowa dla wszystkich osób interesujących się tą częścią świata, ale również dla tych, którzy chcieliby zrozumieć, jak to możliwe, że w człowieku może dojść do tak radykalnej zmiany postawy wobec ludzkiego życia, postrzegania świata.
Czy po tych pięciu edycjach masz wrażenie, że zaraziłeś kinem azjatyckim Polaków? Czy jest to widoczne?
Pewnie są tacy ludzie, którzy dzięki Festiwalowi zarazili się kinem azjatyckim. To kino jest obecne coraz częściej także na innych festiwalach filmowych. Rzeczywiście spotykam się z opiniami, że na przykład jakiś film pozwolił doświadczyć czegoś nowego, sprowokował kogoś do podróży do Azji. Dla mnie jednak nie samo propagowanie azjatyckiego kina jest celem, a raczej próba poszerzenia świadomości Polaków. Uświadomienia, że nie jesteśmy centrum świata. Uważam, że w Europie wciąż cierpimy na eurocentryzm. A Polakom dodatkowo dołożył się do tego komunizm i zamknięcie na świat przez kilka dekad. Do niedawna przecież dalej niż na Węgry czy do Bułgarii nie wyjeżdżaliśmy. Naszym celem jest przełamanie mitów i stereotypów, bardzo płytkiego myślenia o Wschodzie, które dodatkowo było i jest spychane przez inwazję kultury amerykańskiej. Wszystko, co azjatyckie kojarzyło nam się do niedawna z przaśnością, bylejakością. Szczególnie jeśli chodzi o Wietnamczyków. I właśnie poprzez prezentację ambitnej sztuki filmowej, chcieliśmy pokazać, że tam jest potężne bogactwo inspiracji, wrażeń, pomysłów, postaw moralnych, z których można czerpać garściami.