Jeśli miałbym wybrać miejsce w Gruzji, które zrobiło na mnie szczególne wrażenie, to wskazałbym Tuszetię. Jest to górzysty, odizolowany od reszty świata region. Aż trudno sobie wyobrazić, że w dzisiejszych czasach możliwa jest taka sytuacja. Jedyna wiodąca tu droga prowadzi przez leżącą na wysokości 2936 m n.p.m. przełęcz Abano (ponad 400 metrów wyżej niż Rysy!).
Trasa ta przypomina polną ścieżkę i przejezdna jest tylko latem. Przez resztę roku ginie w śniegu. Sama droga do Tuszetii jest wystarczającą atrakcją by wybrać się w te strony. Poruszamy się serpentynami, towarzyszą nam kilkusetmetrowe przepaście. Przekraczamy strumienie i niewielkie wodospady. W pewnym momencie wjeżdżamy w chmury. Widoczność żadna, na dwa metry przed nami nie widać drogi. Po osiągnięciu przełęczy oddychamy z ulgą, wyjechaliśmy z chmur; są teraz pod nami. Cóż za widok! Główne pasmo Kaukazu jest meteorologiczną granicą. W nizinnej Kachetii było pochmurnie, nawet deszczowo. A po drugiej stronie przełęczy Abano, w Tuszetii piękne słońce.
Jak się tu dostać? Można pieszo, to kilka dni intensywnej drogi. Wygodniej samochodem z napędem na 4 koła. Najpierw 2-3 godziny niesamowitego podjazdu. A następnie po osiągnięciu wysokości prawie 3 tys. m, ostry zjazd w dół do Omalo, stolicy regionu. Przejażdżka ta to istne samochodowe rodeo. Widoki i przeżycia warte są wysiłku.
Do Tuszetii docierają głównie wędrowcy. W pojedynkę, góra dwie lub trzy osoby. Niektórzy łapią okazję. Z Kachetii do Omalo raz na jakiś czas jedzie ciężarówka z zaopatrzeniem. Na taką trasę wybrać się może tylko doświadczony szofer za kierownicą sprawdzonego w boju Kamaza. Za niewielką opłatą (10 GEL, czyli ok. 20 zł) na pakę wskakują globtroterzy z plecakami. Przejazd to mniej komfortowy i związany z większym ryzykiem. Na trudnej, pełnej dziur i stromych podjazdów drodze, ciężarówki się psują, bywa, że utykają na dłużej, a przypadkowi pasażerowie razem z nimi, czekając na naprawę lub na kolejny pojazd, który zabierze ich ze sobą.
Dotarcie do innych regionów Gruzji, w porównaniu z Tuszetią to pestka. Dziś już nawet słynna Swanetia jest o wiele łatwiej osiągalna – dojechać można tam dobrą, asfaltową drogą.
Bazą wypadową w kierunku Tuszetii są miejscowości Alwani i Pszaweli – leżą w północne Kachetii, stąd zaczyna się droga do Omalo. Tam żadni przygód włóczykije próbują złapać jakikolwiek transport, który przewiezie ich przez przełęcz Abano.
Tuszetia to północno-wschodni skrawek Gruzji. Graniczy z rosyjską dziś Czeczenią i Dagestanem. Od reszty świata oddziela ją główne pasmo Kaukazu. Najwyższe szczyty w tym regionie to Diklosmta (4285 m n.p.m.). Warunki geograficzne zadecydowały o historii tego terenu. To ostatni schrystianizowany obszar Gruzji. Długo stanowił enklawę dla plemion uciekających przed nową religią. Do dziś, wiele lokalnych tradycji inspirowana jest przedchrześcijańskimi wierzeniami. Miejscowi mają swoje święte miejsca, a reguły ich dotyczące są ściśle przestrzegane. Do części z nich nie wolno zbliżać się kobietom i o zachowanie tej reguły proszone są również turystki.
Olbrzymią atrakcją Tuszetii są kamienne wieże. Budowane były dla obrony od północnokaukaskich, muzułmańskich górali. Zabezpieczały też przed zakusami gruzińskich feudałów i najbliższych sąsiadów szukających zemsty rodowej. Baszty te wzniesione w średniowieczu, w kilku miejscach przetrwały do dziś. Podobnie jak w Swanetii, tak i tu, są elementem architektury wsi. Stanowią część zabudowań gospodarczych. Obok kamiennego domu z drewnianym balkonem wznosi się rodzinna wieża. W ten sposób pojedyncze gospodarstwo, ale i cała wieś, łatwo zamieniały się w twierdzę. Najefektowniejszy zbiór baszt zobaczyć można w niewielkiej wsi Dartlo. Samo miejsce jest przepiękne. Wspaniałe góry, las, polana, szeroki strumień, a na wzgórzu kamienne zabudowania najeżone groźnymi wieżami.
Tuszetyjskie wsie nie zajmują wiele miejsca. Zabudowa jest zwarta. Doskonale widać to w Diklo. Niewielką osadę najlepiej podziwiać z pobliskiego wzgórza. Wieś wygląda tak, jakby nawet nie próbowała mierzyć się z otaczającym krajobrazem. Cichutko sobie przycupnęła z nadzieją, że natura jakoś jej to wybaczy i pozwoli istnieć. Nie chce drażnić gór, nie rozrasta się ponad miarę. Człowiek nie wziął tu zbyt wiele. Akurat tyle by żyć.
W różnych obiegowych poradnikach dotyczących Tuszetii podkreśla się, że to rejon przygraniczny i że trzeba być przygotowanym na kontrole gruzińskich pograniczników. Jeżdżąc po regionie spotykaliśmy żołnierzy. Podwoziliśmy pieszy patrol naszym samochodem. Przyjaźni, wystarczała informacja, że jesteśmy z Polski. Nikt nas nie kontrolował, ani nie sprawdzał. W regionie, podobnie jak w całej Gruzji, jest bezpiecznie.
Od zachodu Tuszetia graniczy z Chewsuretią. To również warta uwagi kraina. Górzysta i odizolowana. Przetrwały w niej kamienne wieże obronne, ale też dawne obyczaje, w tym elementy wierzeń przedchrześcijańskich. Jeszcze zupełnie niedawno, funkcjonowało tam prawo krwawej zemsty rodowej. Zresztą chyba wszystkie ludy zamieszkujące najwyższe partie gruzińskich gór długo utrzymywały te praktyki. W skutek ich stosowania w Swanetii na początku lat 30. XX wieku na 100 kobiet przypadało tylko 70 mężczyzn. Pozostali zginęli w krwawych, rodowych porachunkach.
Miłośnicy konnych rajdów mogą urządzić wyprawę z Tuszetii do Chewsuretii. Do przekroczenia jest przełęcz Atsunta, leżąca na wysokości 3431 m n.p.m. Na całą trasę należy zabrać żywność i pamiętać o tym, że i w Tuszetii i w Chewrusetii wieprzowina jest zakazana.
Tekst pochodzi z bloga