Turcja Wschodnia zamiast Iranu
Gdy podjąłem decyzję o wyjeździe do Iranu, od dobrych kilku miesięcy byłem już w Turcji. Być może nie każdego ciągnie do kraju znajdującego się na Osi Zła, w którym rządzą religijni fanatycy, ale w kwestii podróży nie należę do większości marzącej o popijaniu drinków na słonecznych plażach, czy spędzaniu całych nocy w barach i dyskotekach. Nie bałem się jechać do Iranu głównie dlatego, że byłem już tam przez ponad miesiąc latem 2008 roku. Zaraz po napisaniu ostatnich egzaminów i oddaniu dwóch prac semestralnych na Marmara University w Stambule, spakowałem się i wsiadłem do pociągu Güney Ekspres, relacji Stambuł-Kurtalan. Po 36 godzinach podróży dotarłem do Diyarbakir – nieoficjalnej stolicy tureckiego Kurdystanu. Bardzo chciałem zobaczyć Kurdystan, choćby z tego powodu, że nazwa ta praktycznie nie istnieje dla Turków. Jest to jeden z kilku tematów tabu w tym kraju (innym jest na przykład sprawa rzezi Ormian). Poza tym wschodnia Turcja to nadal nie do końca odkryty region, zarówno przez zagranicznych turystów, jak i samych Turków. A takie miejsca lubię najbardziej. To samo dotyczyło Iranu, do którego zamierzałem jechać, ale plan wyjazdu musiał ulec zmianie z powodu braku irańskiej wizy. Nie można jej było uzyskać na granicy, o czym wcześniej nie wiedziałem. Pozostał więc plan B czyli eksploracja Turcji Wschodniej.
Strefa konfliktu
Kurdystan to region, który nie cieszy się dobrą sławą. W Polsce kojarzy się głównie z trwającą od 1984 roku walką pomiędzy partyzantką Partii Pracujących Kurdystanu a turecką armią. Dla samych Turków to również raczej nieznany obszar, kojarzący się ze wszelkim niebezpieczeństwem grożącym ze strony Kurdów. Strach ten wynika po części ze wzajemnej niechęci, potęgowanej zbrojnymi atakami PKK i odwetami armii tureckiej, jak i wzajemnych uprzedzeń. Wielu Turków w Stambule, dowiadując się, że ktoś ma zamiar jechać do południowo-wschodniej Turcji, powie że jest to bardzo niebezpieczny obszar a następnie zapyta: „a po co w ogóle tam jechać? W Turcji jest tyle innych, ciekawszych miejsc”.
O tym, że sytuacja polityczna w Kurdystanie jest napięta, można się dowiedzieć naocznie na prawie każdym kroku. Patrole policyjne w Diyarbakir, Wan czy innych miastach zdominowanych przez ludność kurdyjską, wyposażone są w broń automatyczną, poruszają się też często opancerzonymi wozami. Do tego, na każdym kroku można spotkać jeszcze bardziej uzbrojoną żandarmerię.
Podczas powrotu znad irańskiej granicy do miasta Wan minibus, którym jechałem, został zatrzymany czterokrotnie przez patrole żandarmerii. Warto pamiętać, że było to na odcinku około 230 kilometrów. Za każdym razem wojskowi dokładnie przeglądali mój paszport, dwa razy przeszukiwali (choć raczej pobieżnie) mój plecak. To zupełnie inne podejście niż w Stambule, gdzie choć również jest dużo policji, to nie przykłada ona praktycznie żadnej uwagi do cudzoziemców wyglądających na Europejczyków. Przy granicy z Iranem i Irakiem każdy jabandzi (tur. : obcokrajowiec) to potencjalny szpieg. Jednak mimo wszystko podróżowanie po Kurdystanie wcale nie jest trudne, a sieć komunikacji (głównie autobusy i minibusy) jest dobrze rozwinięta.
Zrób pan zdjęcie
Diyarbakir przywitało mnie deszczowo, jednak kiepską pogodę zrekompensowało mi przyjęcie przez miejscowych.
Gdy tylko doszedłem do wielkich bazaltowych murów otaczających całe Stare Miasto i wyjąłem swój aparat fotograficzny, otoczyła mnie grupa sprzedawców z pobliskiego targowiska. Co ciekawe, nie namawiali mnie do kupna swoich towarów, a poprosili o zrobienie kilku zdjęć. Ciekawe, że praktycznie wszędzie na Bliskim Wschodzie ludzie bardzo chętnie pozują do zdjęć. Oczywiście istnieją pewne ograniczenia – kobiety generalnie unikają obiektywu, a w miejscach bardziej turystycznych, chmary dzieciaków najpierw proszą o zrobienie zdjęcia, a później podążając krok w krok za fotografem wołają: „money, money!”.
Kurdyjska Kapadocja i dom Abrahama
Miejscowości, które odwiedziłem to zarówno wielkie metropolie (Ankara, Adana), duże miasta (Diyarbakir, Wan, Erzurum), jak i małe wioski. Skupię się na tych, które zrobiły na mnie największe wrażenie. I tak, najbardziej urzekło mnie Hasankeyf – mała kurdyjska wioska nad rzeką Tygrys. Śmiało nazwać ją można Kapadocją Kurdystanu, jako że wiele z nadal zamieszkiwanych domów wydrążonych jest w skałach. Skały to niejedyne miejsca, które pomysłowi mieszkańcy zaadaptowali na swoje siedziby. Widziałem tam jeden dom, który znajdował się w ruinach średniowiecznego… mostu. Oprócz skalnego miasta Hasankeyf ma do zaoferowania turystom zamek na wysokim klifie nad Tygrysem z którego roztaczają się wspaniałe widoki na okoliczne doliny. Godnymi polecenia są także kebaby z baraniej wątroby (dzi-er) sprzedawane za 1 Euro w miejscowych jadłodajniach.
Kolejnym miejscem, do którego trzeba zawitać, jest park narodowy Nemrut Dag (czyt. Nemrut Daa). Słynie on z wielkich kamiennych głów na szczycie góry Nemrut. Oczywiście chciałem je zobaczyć, lecz nie wziąłem pod uwagę, że może być to nieco utrudnione ze względu na porę roku. Ponad półmetrowy śnieg uniemożliwił mi znalezienie właściwego szlaku. Po dwóch próbach zakończonych porażką (wpierw doszedłem do jakiejś małej wioski, a następnie do masztu radiowo-telewizyjnego) musiałem wracać do swojego pensjonatu w Karadut, gdyż po kolana bylem mokry. Po drodze spotkałem piknikującą rodzinę, która zaprosiła mnie do wspólnego posiłku, przygotowywanego nad ogniskiem. Niestety musiałem odmówić, jedyną rzeczą o której wtedy marzyłem był powrót do ciepłego miejsca i przebranie się w suche ciuchy. Pomimo tego, że nie udało mi się zobaczyć największej atrakcji, to nie żałuję, że tam pojechałem. Wioska Karadut jest malowniczo usytuowana wśród wysokich, pokrytych śniegiem gór. Ludzie są mili i przyjaźni, a podróż minibusem do najbliższego miasta Kahty daje okazję do usłyszenia języka kurdyjskiego w codziennym użyciu.
Jeśli chodzi o miasta – najbardziej podobało mi się Diyarbakir. Jak wcześniej wspomniałem, największą jego atrakcją są ogromne bazaltowe mury, ale to mieszkańcy urzekli mnie najbardziej. Gdy po kilku godzinach chodzenia chciałem odpocząć przy czaju (herbacie) w jednej z kebabowni, wzbudziłem zainteresowanie tak sprzedawcy jak i jego klientów. Wszyscy zaczęli mnie wypytywać, skąd jestem, co robię i dokąd jadę. Nasza konwersacja była dość utrudniona, gdyż mój turecki ogranicza się do zamawiania produktów w sklepie i ciągłego powtarzania, że jestem studentem (ben urendzijm) w celu zbicia ceny. Jednakże coś tam zrozumiałem. Cały czas podkreślali, że są Kurdami, a nie Turkami – w Stambule mówiono mi, że większość Kurdów uważa się za Turków, jako że Turcja to kraj zamieszkały przez ludność zróżnicowaną etnicznie. Coś jak Stany Zjednoczone – wszyscy są Amerykanami, choć ich przodkowie wywodzą się z różnych narodowości. Sprawa oczywiście nie jest tak prosta. Jednak nie oznacza to wcale, że Turcy nie mają całkowicie racji – Adil, sprzedawca kebabów, powiedział mi, że wolny Kurdystan to tylko sen, który nigdy się nie ziści i że jego kraj to Republika Turcji. Po wypiciu czterech darmowych czajów, zostałem zaprowadzony przez jednego z klientów do kafejki internetowej. Gdy powiedziałem, że jestem z Polski, właściciel bardzo zainteresował się naszym krajem, z głośników w jego komputerze poleciała stara piosenka Beaty Kozidrak, a następnie nasz hymn narodowy.
Równie ciepło przyjęto mnie w Wan. Tam, spytany o drogę Kurd, również zabrał mnie do kafejki internetowej w której pracował, poczęstował herbatą i powiedział, że bardzo lubi Polaków. Miał okazję ich poznać na tureckim wybrzeżu
Morza Śródziemnego. Oprócz miłych ludzi największą atrakcją miasta są wspaniałe ruiny zamku zbudowanego (choć później modyfikowanego) w IX wieku p. n. e. ! Ruiny znajdują się na przedmieściach na wzgórzu, z którego rozciąga się imponujący widok na miasto i ogromne jezioro o tej samej nazwie. Miałem to szczęście, że trafiłem tam na zachód słońca, którego czerwone promienie odbijały się od tafli wody i pokrywającego góry śniegu. Niesamowity widok. W Turcji Wan słynie z trzech rzeczy: kotów lubiących pływać, potwora zamieszkującego jezioro oraz pysznych śniadań, złożonych między innymi z sera z ziołami, miodu i oliwek. Dwóch z pierwszych nie udało mi się spotkać, za to śniadanie zjadłem ze smakiem.
Ostatnim odwiedzonym przeze mnie miastem, które chciałbym opisać, jest Urfa. Znajduje się ona ok. 50 km od granicy z Syrią, a wpływy arabskie czuć i widać tam na każdym kroku. Przypominają o tym bardzo wąskie ulice starego miasta i niektóre meczety, stylem zdecydowanie różniące się od osmańskich (typowo tureckich) odpowiedników. Także wśród mieszkańców zobaczyć można Arabów w czerwono-białych lub fioletowych chustach na głowach. Oprócz stroju, odróżnić ich można także po karnacji, znacznie ciemniejszej niż ta u reszty mieszkańców Turcji. Urfę zamieszkują nie tylko Arabowie, ale również Kurdowie i Turcy, co nadaje jej specyficzny charakter. Największą atrakcją miasta (zarówno turystyczną jak i religijną) jest Balikligöl (czyt. Balyklygul) czyli po prostu Rybie Jezioro.
Jest to kompleks parkowo-meczetowy. U zbocza góry z ruinami zamku z dwoma sztucznymi sadzawkami pełnymi wielkich karpi. Karpie te, jak głosi legenda, są święte, dlatego każdy kto spróbuje je wyłowić, natychmiast ślepnie. Legenda ta sięga czasów Abrahama. Według niej babiloński król Nimrod – budowniczy wieży Babel, skazał Abrahama na karę śmierci przez spalenie na stosie. Jednak za sprawą cudu, ogień zamienił się w wodę, a rozpalone węgle w ryby. Widoczne dzisiaj urfańskie karpie to potomkowie tamtych ryb. Co więcej, przy jednym z meczetów na terenie Balikligöl znajduje się jaskinia w której podobno urodził się sam Abraham (arab. Ibrahim). Warto wiedzieć, że jest on dla muzułmanów tak samo ważnym prorokiem jak dla chrześcijan czy Żydów.
Spod sopli pod palmy
Podróż do wschodniej Turcji uzmysłowiła mi jak bardzo zróżnicowany jest ten kraj. Nie chodzi mi tylko o jej mieszkańców, ale także o klimat. Podczas czternastodniowej wyprawy marzłem w dwunastostopniowym mrozie w Erzurum, brodziłem w półmetrowym śniegu szukając Nemrut Dag, mokłem w zimnym deszczu w Diyarbakir, a na koniec przechadzałem się w samej tylko bluzie wśród drzew pomarańczowych przy największym meczecie Turcji w Adanie. Wielu Turków nigdy nie było za granicą, po części z braku pieniędzy, po części z powodu trudności związanych z uzyskaniem zachodnich wiz, ale znaczna grupa tych, którzy nigdy nie opuścili swojego kraju, nie ma na to po prostu na to ochoty. Mówią tak: „po co mamy gdziekolwiek wyjeżdżać, skoro u nas jest wszystko: od nadmorskich kurortów po ośrodki narciarskie”. Jest w tym trochę racji.
Benzyna za 6 zł
Jeśli chodzi o koszty – cała wyprawa (30.01-13.02) kosztowała mnie około 1600 zł. Z czego 600 zł kosztował sam transport. Jest on nieco droższy niż w Polsce (poza pociągami), jako że litr benzyny kosztuje tu około 6 zł. Na noclegi wydałem 250 zł. Spałem w tanich hotelach, których ceny zawierały się w przedziale 24- 50 zł. za noc. W hotelach tych spędziłem tylko 6 nocy, 7 w pociągach i autobusach, a jedną u znajomego Kurda w Adanie. Resztę pieniędzy wydałem na jedzenie, zwiedzanie i pamiątki.
Ten region co go Ty i inni zwiecie „Kurdystanem”…nazywa sie tu Poludniowym Wschodem…i jest juz nadana mu nazwa zarowno geograficzna jak i administarcyjna. Nie potrzeba sie silic na nowa, ktora nie zostanie przyjeta. Kropka.
Macieju wlasnie, ze oznacza cos co nie ma miec miejsca. Co oznacza nazwanie regionu zamieszkiwanego nie tylko przez Kurdow ale inne narodowosci, Czerkezow, Turkow itp. Kurdystanem? Tak jest Pn Kurdystan w Iraku oficjalnie ogloszony…ale nie ma oficjalnie niczego o tym tytule tutaj w Turcji. W zeszlym tyg. zginelo tam na wschodzie w Diyarbakir 15 wojskowych ( nie mysl, ze Kurdow tam nie ma) …tak samo gina jak i inni obywatele…nie sa terrorystami ale mieszkancami Turcji. Jednak najwyzszy czas by rozrozniac jednych od drugich. Terror to najwieksze bagno jakie mamy. Gina niewinni ludzie…i nie ma zanaczenia czy sa Turkami czy sa Kurdami sa obywatelami tego kraju. Ja jestem Slazaczka…co nie oznacza, z enie jestem Polka. Nie musze sledzic wiadomsci, zeby wiedziec za co sie ma Gorny Slask.
Problem w tym, że oficjalnie w Turcji mniejszości nie ma. A Kurdowie to „górscy Turcy”.
Jedyne co sugeruje to fakt ze „fanatycznie”(przepraszam,wikipedia mi sie zaciela:) protestujesz przeciwko temu Kurdystanowi. Jesli nie sledzisz wydarzen z kraju to moze nie wiesz ze tutaj nikt nie neguje istnienia np. Gornego Slaska ,Mazowsza czy chociazby gorali. Ci Kurdowie to jakis wstydliwy temat w Turcji czy co?Nadawanie nazw regionom nie oznacza od razu tendencji separatystycznych.
Macieju…co nazywasz fanatyzmem pogladow? Sugerujesz, ze nie wiem co sie w kraju w ktorym mieszkam dzieje? Fanatyzm ..poczytaj co oznacza moze na wikipedi.Tak czasem rzeczy sa tylko czarne badz biale..bo sa to rowniez kolory. W dodatku podstawowe.
Nie wiem co Ci moja opinia przypomina ale wiedz, ze zanim ja ktos inny wypowiedzial w ten sposob wlasnie wyjasnialam turystom co mysle o wydzielaniu i nadawaniu nazw, ktore nie istnieja…juz od 8 lat. Od wielu lat tez nie sledze polskiej sceny politycznej. Moja wypowiedz raczej ma podtekst sugestywny i tragi- komiczny. Jak widze nic jednak w tym przypadku nie dalala…czasem tak bywa.
Mnie nic bardziej nie zalamuje niz fanatyzm pogladow.Czarne jest biale a biale czarne. Nic nie wynika z wpisu na wikipedi,tak samo jak z map,atlasow encyklopedii itp. jesli ktos widzi tylko swpja wersje rzeczywistosci:). Co do Slaska to widze tu pewna zbieznosc z niedawna wypowiedzia pana prezesa pewnej partii:) rownie z reszta dobrze trafiona jak wiekszosc jego zlotych mysli.
tu cytuje autora..
…Sprawa oczywiście nie jest tak prosta. Jednak nie oznacza to wcale, że Turcy nie mają całkowicie racji – Adil, sprzedawca kebabów, powiedział mi, że wolny Kurdystan to tylko sen, który nigdy się nie ziści i że jego kraj to Republika Turcji…co oznacza, ze skonczmy nazywac Kurdystanem tereny Turcji…
a PKK nazwijmy po imieniu..separatystami i separatystycznymi atakami..a nie zbrojnymi atakami ( Stany nawet musialy zajac pozycje po Ktorej stronie sa…choc co z tego)…w PKK wchodza roznego typu masci Terrorysci..nie tylko Kurdowie…wiecie kto w PKK jest?…watpie. Nic, drazliwy temat. Ode mnie na tyle.
Nic mnie bardziej nie zalamuje, jak fakt , ze ktos cytuje i zaslania sie Wikipedia. Ja wejde i napisze tam , ze Kurdystanu w Turcji nie ma. Turcy i Kurdowie, zyja pod jednym dachem. Nie musza ukrywac swego pochodzenia bo raczej by im bylo trudno ukryc…Nawet Aleweici przyznaja sie, ze sa alewitami ( pozornie nie ma zwiazku z poruszanym tematem jednak ktos kto jest w temacie zrozumie) Sa tutaj wioski kurdyjskie do ktorych nie wejdzie nikt, kto Kurdem nie jest. Nie ma raczej takich do ktorych by Kurdowie nie weszli…Ile razy pytalam mych znajomych z Van, Diyarbakır czy Doğubeyazıt ( Kurdow) jak widza te sprawy..zawsze mowia…jestesmy Kurdami ale mieszkamy w Turcji. Nasi ojcowie i dziadkowie walczyli o te ziemie o ten kraj, ktory tez jest naszym krajem. Prosze…moj Kurdyjski znajomy z Van twierdzi, ze Kurdowie dziela sie na „kurdow ” i ” kurdow” . Nie upraszczajmy czegos co proste nie jest i ma gleboko zakorzenione aspekty historyczne. „My” erupoejczycy, ktorzy uprawiamy niewlasciwa propagande…tworzymy kraje, ktorych nie ma na mapie. Turcja dala paszporty nawet najgorszym szumowinom…( nie wymienie z nazwiska) jednak ziemi na tworzenie wlasnego panstwa nie nadala…i watpie, ze nada. Mam propozycje…zanim zaczniemy nazywac wschod Turcji Kurdystanem moze oddajmy Gorny Slask Niemcom..w koncu tez sie o niego upominaja a i mieszkaja tam tacy co do Niemiec chetnie. Coz nam szkodzi. Jakze ciezko jednak Uznac autonomie Slaska..nie mowiac o przynaleznosci. Nie zapominajmy o innych narodowosciach i grupach etnicznych. Zglebmy sie w historie tego kraju zanim sie wypowiemy.
To dziwne że nie istnieje…O czym jest więc ten artykuł na wikipedii:http://en.wikipedia.org/wiki/Kurdistan
?
Nie ma czegoś takiego jak „Kurdystan”, przestańcie używać tej nazwy!
Hej, bardzo fajny artykuł. Nika spokojnie, aktualnie też mieszkam w Turcji i zauwazam że tyle samo jest propagandy kurdyjskiej co tureckiej, Turcy utrzymują że czegoś takiego jak kurdowie nie ma, zaś ci ostatni twierdzą, że na terenach gdzie mieszkają sa tylko i wyłącznie oni i żadnego turka nie uświadczysz. I w ogóle przewrażliwieni są na swoim punkcie, zwrócić uwagę że się spotkało gdzieś Kurda (tak, istnieją tacy) tudzież Ormianina (no tu to się zacznie…) to zaraz się znajdzie ktoś jak Ty który utrzymuje że jednak nie spotkałeś. Ehhh szkoda słów
Mieszkam w Turcji od ponad 10 lat. Jestem jej prawnym obywatelem. Uwazam, ze Twoj artykul jest tak stronniczy, ze az mis ie cos zrobilo czytajac to. Wiesz o tym, ze nie ma Kurdystanu w Turcji?! Nie chyba nie wiesz…a wiesz, ze na terenach wymienionych przez Ciebie mieszkaja i inne nacje a nie tylko kurdyjska?! Nie nie wiesz bo wszedzie widzisz Kurdow. Ciekawe jak ich rozrozniasz…? moze pytasz kazdego kim jest…no fakt. Na tym swiecie sa dobrzy i zli ludzie. Obojetnie jakie nie bylyby ich korzenie. Nie siej propagandy Kurdyjskiej…bo to niewlasciwy format.