Machina działała idealnie. Powszechnie oddawano cześć Kim Ir Senowi, pracowano dla dobra ogółu, słuchano jedynej dostępnej stacji radowej. Oglądano jedyny istniejący kanał telewizyjny, czytano dzieła Ojca Narodu. System wzajemnej inwigilacji funkcjonował bez zarzutów. Chętnie składano samokrytykę. Przyszłość była znana. Żyło się skromnie i bezpiecznie, z dala od zepsutego i pogrążonego w chaosie południowokoreańskiego sąsiada. Jednym słowem raj na ziemi. A że nieco szary? Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Któregoś dnia szarość jakby zaczęła się pogłębiać i przeradzać w trwającą z każdym miesiącem dłużej ciemność (przerwy w dostawach prądu przedłużały się). Pracowano coraz krócej. Zaczęło brakować jedzenia, sił do pracy także. Czyżby reżim chwiał się w posadach? Nic bardziej mylnego. Co prawda Kim Dzong Il, następca długo opłakiwanego Kim Ir Sena, zniósł karę śmierci za uprawy maleńkich przydomowych ogródków oraz handel produktami spożywczymi, nieco złagodził także restrykcje dotyczące przemieszczania się ludności (a może po prostu armia nie miała siły, by skrupulatnie kontrolować nielicznych podróżujących). Były to jednak działania krótkoterminowe, które miały uchronić od śmierci głodowej kilka milionów ludzi. Nie powstrzymały jednak 15.057 osób od ucieczki z raju.
Pierwszy krok rozpoczynający „podróż na tysiąc mil” zbiedzy często wykonywali spontanicznie. Nie mieli nic do stracenia. Nie planowali ucieczki, po prostu ją realizowali. Wśród uciekinierów byli Mi-ran, Jung-san, doktor Kim, pani Song i dwie inne osoby, które opowiedziały o swoim życiu, w jednym z najbardziej strzeżonych państw świata, amerykańskiej dziennikarce Barbarze Demick. Na podstawie tych historii, a także własnych obserwacji, które autorka poczyniła podczas dziewięciokrotnych wyjazdów do Korei Północnej w latach 2001-2008 oraz publikacji dotyczących tego kraju, powstała książka „Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej.”
Oś książki stanowi historia znajomości Mi-ran i Jung-sana. Chłopak przypadkowo zauważa Mi-ran w kinie. Zakochuje się. Pisze listy. Spotykają się ukradkiem nocami. Dużo rozmawiają. Po pięciu latach znajomości po raz pierwszy łapią się za ręce. Po kolejnych kilku nieśmiało całują w policzek. Spotykają się już jako wolni ludzie w Seulu. „Światu nie mamy czego zazdrościć” nie jest jednak historią miłosną. To świetnie napisana, plastyczna, książka ukazująca historię jednego z najbardziej brutalnych światowych reżimów z perspektywy konkretnych osób. Ta personalizacja i opisanie konkretnych losów powodują, że przedstawiony przez autorkę obraz kraju rodem z „Roku 1984” Orwella staje się jeszcze bardziej przerażający. Początkowo trudno uwierzyć, że na przełomie XX i XXI wieku większość mieszkańców Korei Północnej, aby oszukać głód jadła trawę lub korę młodych drzew, że w kraju właściwie nie było psów, żab, myszy, szczurów czy świerszczy dlatego, że zostały zjedzone. Warto przeczytać tę książkę, by uświadomić sobie, co tak właściwie kryje się pod enigmatycznym zwrotem „reżim północnokoreański” oraz by lepiej zrozumieć wydarzenia, które miały miejsce w kraju po niedawnej śmierci Kim Dzong Ila.
Barbara Demick „Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczaje losy mieszkańców Korei Północnej”, 362 strony, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011
Publikacja na stronie: 01.02.2012