„Pożegnanie z Szanghajem”

Pożegnanie z Szanghajem„Pożegnanie z Szanghajem” to ostatnia część tryptyku powieściowego Angela Wagensteina, poruszającego tematykę żydowską.

Gdy zaczęłam czytać powieść opartą na faktach, przypominającą mało znane tragiczne wydarzenia związane z tzw. szanghajskim gettem”, jak o książce pisze wydawca w notatce umieszczonej na okładce, spodziewałam się, że czeka mnie lektura pełna dat, historycznych szczegółów i precyzyjnej analizy wydarzeń. Z pewnością ciekawa, jeśli chodzi o zbiór zawartych w niej informacji, ale pozbawiona „żywych bohaterów”, operująca ogółem, masą ludzką, a nie szczegółem czy ciekawymi historiami konkretnych osób. Jakże pozytywnie byłam zaskoczona, gdy już po kilku stronach okazało się, że powieść posiada mistrzowsko skonstruowaną, niesamowicie ciekawą fabułę, wyraziście nakreślonych bohaterów, operuje pięknym, barwnym językiem, a przy tym przemyca sporą porcję faktów z okresu II wojny światowej.

Przewracałam kolejne strony i wkraczałam najpierw w drezdeńskie, a następnie szanghajskie życie Hildy Braun (a właściwie Rachel Braunfeld) – pięknej, błękitnookiej i blondwłosej Żydówki, której wygląd i nazwisko pomogły uniknąć prześladowań, a nawet umożliwiły pracę w oficjalnym przedstawicielstwie władz III Rzeszy na terenie Szanghaju; Władka – postaci bardzo tajemniczej, raz będącej Bułgarem, innym razem Polakiem, czy Szwajcarem; Elizabeth Muller-Weissberg – dumnej Niemki, która z miłości dla swego męża potrafiła znieść wiele upokorzeń; Theodora Weissberga – żydowskiego wirtuoza filharmonii drezdeńskiej, osoby bezgranicznie kochającej swoją żonę, dobrodusznej, pozornie słabej i naiwnej, która w chwilach próby pokazała hart ducha; Szlomo – drobnego złodziejaszka, kierującego się w życiu specyficznym kanonem moralnym; i wielu innych postaci, w tym niemieckich i angielskich dyplomatów rezydujących w Szanghaju.

Czytałam i nie wierzyłam, że mam do czynienia z prawdziwymi historiami, a nie fikcją literacką. Tym bardziej, że z dzisiejszej perspektywy trudno wyobrazić sobie, co przeżywali ludzie, którzy z dnia na dzień zostali zmuszeni do opuszczenia swoich rodzin i przyjaciół, pozostawienia domów i ukochanego Drezna, by szukać schronienia w odległym o prawie 13 tysięcy kilometrów Szanghaju, jedynym mieście na świecie, które w roku 1938 przyjmowało jeszcze żydowskich imigrantów z Europy. Wagenstein nie tylko pokazuje problemy, z którymi uchodźcy zderzyli się na kontynencie azjatyckim, opisuje także sposób, w jaki zaczęli układać sobie życie, przemyca informacje dotyczące relacji łączących ich z oficjalnymi przedstawicielami władz III Rzeszy w Szanghaju (baron Ottomar von Dammbach), z Japończykami, którzy od 1937 roku okupowali miasto, z mieszkającymi tu od pokoleń Chińczykami, czy z Brytyjczykami, Francuzami lub Amerykanami, którzy przybywali do Szanghaju od podpisania w 1842 roku traktatu w Nankin kończącego pierwszą wojnę opiumową.

Jak wspomniałam „Pożegnanie z Szanghajem” to ostatnia część tryptyku powieściowego autora dotyczącego tematyki żydowskiej.  Z pewnością sięgnę po dwie pozostałe książki „Pięcioksiąg Izaaka” i „Daleko od Toledo”, mając nadzieję, że są równie ciekawe i świetnie napisane, jak przeczytane właśnie „Pożegnanie z Szanghajem”, którego lekturę gorąco polecam.

Angel Wagenstein „Pożegnanie z Szanghajem”, tłumaczenie: Hanna Karpińska, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2011 rok, 329 stron

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 4 + 7

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.