„Moskwa. Dworzec Jarosławski, wrota na wschód. Stąd odjeżdżają pociągi kursujące transsyberyjską magistralą – transsibem, jak mówią Rosjanie. Osobowy do Czyty jedzie pięć dni.
Do stacji końcowej, Władywostoku, okrągły tydzień. Kolej transsyberyjska to najdłuższa linia kolejowa na świecie, ponad dziewięć tysięcy kilometrów torów. To spoiwo Rosji. Bez tej kolei nie ma Rosji. Bez tej kolei byłyby tylko zapomniane, zagubione w bezkresie Syberii punkciki: Riazań, Samara,
Czelabińsk, Omsk, Nowosybirsk, Krasnojarsk, Irkuck, Czyta i Chabarowsk, Władywostok. To kolej zmieniła te punkciki w miasta i zszyła je w imperium”.
Mariusz Szczygieł twierdzi, że w każdym reportażu najważniejsze jest pierwsze zdanie – ono decyduje o tym, czy chcemy dalej go czytać, czy przerzucamy strony dalej. Po takim wstępie do książki jak wyżej, nie miałem wątpliwości, że chcę kontynuować tę podróż po Rosji.
Wszyscy, którzy interesują się Wschodem na pewno marzą o tym, żeby choć raz przejechać się transsibem. Wraz z Igorem jedziemy plackartą (wagony 3-klasy, z boksami bez drzwi). Nie jest to podróż specjalnie wygodna. Jest duszno, głośno, ale właśnie tam można zetknąć się z „prawdziwą” Rosją – żołnierzami z poboru, studentami, emerytami, pociągowymi podrywaczami. Można napić się wódki, zjeść suszoną rybę i porozmawiać o życiu i problemach zwykłych Rosjan, słuchając w tle hitów z pociągowego radiowęzła.
Wszystkie teksty ze zbioru były publikowane w latach 2000-2005 na łamach tygodnika „Polityka”, ale dobrze, że w końcu pojawiły się w jednej książce.
Igor Miecik porusza większość tematów z pierwszej połowy lat 2000, którymi żyły media, ale nie opisuje ich w newsowym stylu, stara się wniknąć głębiej, pokazać więcej niż reporter stacji informacyjnej czy gazety i właśnie tego należy oczekiwać od rasowego reportera.
Jeden z reportaży opowiada o zatonięciu rosyjskiego okrętu podwodnego o napędzie atomowym „Kursk” – chluby współczesnej Rosji. W czasie katastrofy zginęła cała załoga łodzi – 118 żołnierzy. Część z nich miała szansę na przeżycie, jednak Rosja początkowo odmówiła przyjęcia pomocy od Brytyjczyków, Norwegów i Amerykanów, kiedy zdecydowano się ją przyjąć – było już za późno, marynarze udusili się w łodzi, czekając na pomoc. To także tekst o Murmańsku – mieście, gdzie stacjonował jednostka. W czasach ZSRR, meldunek w tym mieście oznaczał lepsze życie – większe pieniądze, dostęp do lepszego zaopatrzenia, prestiż. Wraz z upadkiem Związku Radzieckiego i floty wojennej, upadł również Murmańsk. Coraz więcej ludzi ucieka z tego zdegradowanego portowego miasta za kręgiem polarnym. Zostają ci, którzy nie mają dokąd wyjechać.
„Zmierzch dnia czterdziestego” to chyba najbardziej przygnębiający tekst tej publikacji – reportaż o szkole w Biesłanie, gdzie terroryści wzięli za zakładników uczniów, rodziców i nauczycieli. 334 zakładników zginęło w czasie akcji zorganizowanej przez siły specjalne. Autor przyjeżdża do Biesłanu w momencie, kiedy większość dziennikarzy już stamtąd dawno wyjechało. Zbliża się koniec żałoby (tytułowy dzień czterdziesty). Igor opisuje, o czym myślą i rozmawiają mieszkańcy Biesłanu, wspomina także o tle ataku, a nakłada się nań także konflikt etniczny między Osetyjczykami a Inguszami – Biesłan to Osetia, część z terrorystów była Inguszami.
Wstrząsający reportaż o bólu, stracie i poczuciu bezsilności.
Jest również reportaż o największej chyba do dziś zagadce Rosji – ataku terrorystycznym na moskiewski teatr na Dubrowce. Do dzisiaj nie wiadomo wiele o tej akcji, na przykład ilu terrorystów zginęło, jak to możliwe, że terroryści nie niepokojeni przez nikogo wjechali do Moskwy i wdarli się do teatru, nie odnaleziono również ciał przywódców grupy, którzy byli zresztą podejrzewani o związki z związki ze służbami specjalnymi.
Jednym z najbardziej znanych reportaży autora jest tekst o wyborach miss w kobiecej kolonii karnej – „Miss Gułag 2004”. Bohaterki reportażu siedzą najczęściej za zabójstwa dokonane na mężach, chłopakach, konkubentach. To opowieść o narkomanii, przemocy, biedzie, a przede wszystkim o smutnym losie rosyjskich kobiet, które w życiu najczęściej mogą liczyć tylko na siebie.
To nie jest wesoła książka, podobnie jak rosyjskie reportaże Jacka Hugo-Badera. Dużo tu ciemnych barw, smutku, beznadziei. Aż chce się zapytać, czy w Rosji nie ma nadziei, nie ma szczęśliwych ludzi?
To na pewno nie jest pełen opis tego ogromnego i fascynującego kraju. To tylko bardzo ciekawy wstęp do rosjoznawstwa. Jednak warto zajrzeć do niego – reporter wyraźnie „czuje” Rosję i świetnie orientuje się w jej historii i współczesności.
Igor T. Miecik, „14.57 do Czyty. Reportaże z Rosji”, Czarne, Wołowiec 2012, 151 s.