
Jest to książka o ofiarach gułagu i katach.
To książką o pamięci, o walce o to, aby nie zapomnieć.
O kraju, w którym lepiej nie pamiętać, choć Kazachstan przez lata był ogromnym więzieniem, miejscem zsyłki wielu narodów – Tatarów, Koreańczyków, Ukraińców, Łotyszy, Niemców, Polaków, Rosjan, a nawet Greków. Jest to pamięć wstydliwa. Pamięć o przemocy, strachu, gwałtach, śmierci pośród stepu, ale także bezinteresownej pomocy, braterstwie, bo Kazachstan czyni ludzi dobrymi – jak mówi jedna z bohaterek książki.
Jednak pamięci nie da się zatrzeć, jak twierdzi szwedzki badacz Hans Ruin, społeczeństwo składa się nie tylko z żywych, ale też z martwych, a nawet nienarodzonych, także sowieckie starania, aby unicestwić martwych, były skazane na niepowodzenie. Oni zawsze byli obecni, ich kości były przypadkowo wykopywane w ogródkach, tworzyli nierozerwalną więź z żywymi.
„Karłag” – obóz w okolicach Karagandy, był jednym z największych obozów pracy w ZSRS, obóz, który rozciągał się na przestrzeni ponad 300 km ze wschodu na zachód i ok. 200 km z północy na południe.
Jest to także, a nawet przede wszystkim książka o odważnych ludziach, którzy mimo przeciwności i problemów, walczą o zachowanie pamięci – o Jekaterinie Kuzniecowej – autorce pięciu książek o Karłagu (co ciekawe, żadnej z nich nie można kupić w Kazachstanie, są do kupienia w internecie w języku angielskim), o Raisie Ramzanowej, która stworzyła muzeum kobiecego łagru Ałżir w Malinowce, o Ruszenie Szerbajewie, archeologu, który porzucił poszukiwania scytyjskiego złota, aby poszukiwać masowych grobów ofiar komunizmu, o Smugule Jełubaju, który zamknął się na trzy lata w jurcie, aby napisać książkę o wielkim głodzie w Kazachstanie. O wielu tych osobach nigdy byśmy nie przeczytali, gdyby nie Joanna Czeczott, która poświęciła masę pracy i czasu, abyśmy mogli ich poznać.
Książka nieraz chwyta za gardło, jednym z najbardziej wstrząsających jej fragmentów jest „Wojenny pamiętnik” z lat 1940–1946 napisany przez Helenę Andrzeykowicz-Buttowt i jej córkę Halinę, które były zesłane do Kazachstanu w 1940 roku. Jest to relacja z piekła, relacja kobiet rzuconych tysiące kilometrów od domu w step, zdanych na pomoc obcych sobie ludzi. Wstrąsający jest również rozdział o powstaniu więźniów łagru w Kengirze, w maju 1954 roku, w którym uczestniczyło osiem tysięcy więźniów, a aktywną rolę odegrali Ukraińcy. Powstanie trwało czterdzieści dni, zostało rozjechane przez czołgi T-34, liczba ofiar sięgała siedmiuset więźniów, jednak niecały miesiąc po jego pacyfikacji komitet centralny partii wprowadził zmiany łagodzące warunki w łagrach.
Książka choć opowiada o okrutnych czasach, jest napisana niezwykłym, literackim językiem. I choć liczy 448 stron, czyta się ją bardzo szybko, właściwie nie mogąc się od niej oderwać.
Lektura niełatwa, ale warta uwagi.
Joanna Czeczott, Cisza nad stepem. Kazachstan i pamięć o Rosji, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025, 448 s.