Katmandu to fascynujące miasto, w którym warto zostać na dłużej. Kolorowa mieszanka hinduizmu i buddyzmu, którą widać tu nie tylko w architekturze czy kulturze, ale także w kuszących turystów sklepach z odzieżą czy pamiątkami. Jeśli ktoś lubuje się w orientalnych dalekowschodnich elementach wystroju wnętrz czy ubraniach w stylu etno, to Katmandu jest chyba najlepszą lokalizacją na zakupy.
Niestety zwiedzając miasto i okolice trzeba przygotować się na dosyć spore jak na Nepal wydatki. Do wszystkich atrakcji turystycznych obowiązują „białych turystów” bilety wstępu, których ceny w kilku miejscach są skandalicznie wysokie. Dla przykładu wstęp nad świętą dla hindusów rzekę, która w rzeczywistości przypomina ściek, gdzie podobnie jak w Varanasi znajdują się ghaty krematoryjne, trzeba zapłacić 500 rupii (około 25zł). Cena niewspółmiernie wysoka, a samo miejsce w porównaniu do Varanasi nie warte odwiedzenia, o czym można się przekonać za darmo z murów pobliskiej świątyni.
Jako że jest to bardzo turystyczne miejsce, podobnie jak w Varanasi mnóstwo tu przewodników, naganiaczy sklepowych czy dealerów narkotyków, którymi bywają tu starsi panowie, rikszarze czy właściciele hotelów. Oprócz odganiania się od zaczepiających ciągle osób, trzeba bardzo uważać na jeżdżących jak opętani kierowców skuterów. Skutery wciskają się tu wszędzie – na targ, do klatek schodowych, na chodnik dla pieszych… nie ma ograniczeń. Dodatkowo niemal każdy kierujący motorkiem czuje się jak król ciasnych uliczek, któremu bezwzględnie należy ustąpić miejsca, o czym przypomina trąbiąc tuż za plecami pieszych.
Zdecydowanie najciekawszym miejscem w Katmandu, gdzie jakby wszystko zwalnia, gdzie nie trzeba uważać na skutery, a do uszu docierają łagodne dźwięki buddyjskich mantr to Boudhanath oddalony od centrum stolicy około 6 kilometrów.
Główną atrakcją tego miejsca jest jedna z największych na świecie buddyjskich stup i jeden z najważniejszych w Nepalu ośrodków tybetańskich. Ze stupy w 4 strony świata spoglądają wielkie oczy Buddy zwane „Kochającymi oczami, które widzą każdego”. Sama budowla stoi na wielkiej mandali, która symbolizuje wszechświat. Z góry rozchodzą się trzepoczące na wietrze flagi modlitewne. Stupę otaczają malownicze kamieniczki i świątynie, do których przy odrobinie szczęścia można wejść i podejrzeć modlitwy buddystów. Pomimo wysokiej temperatury i wilgotności powietrza wielu decyduje się na wielokrotne rytualne okrążanie stupy.
Pierwotnie stupami były kopce, usypane w miejscach złożenia prochów Buddy, które po jego śmierci podzielono na 84 części. Z biegiem czasu stupy zaczęto budować z cegieł i przybierały coraz większe rozmiary.
Tekst pochodzi z bloga: