Indie to drugi pod względem liczby mieszkańców kraj świata. W maju 2000 roku oficjalnie świętowano narodziny miliardowego obywatela. Choć według danych ONZ 1 miliard kraj ten przekroczył już rok wcześniej, to rząd w Delhi ze względów prestiżowych zadecydował aby uroczystości przenieść na rok milenijny.
Dziś Indie maja prawie 1,3 miliarda mieszkańców. Jeśli tak wysoka dynamika przyrostu utrzyma się przez najbliższy okres, to już za 10 lat Indie mogą być najliczniejszym krajem świata. Każdego roku rodzi się tu 30 milionów dzieci!
Już teraz, kraj ten jest największą demokracją świata. To, że w tak olbrzymim i tak potężnie zróżnicowanym kraju, działa prawdziwie demokratyczny system, przez wielu uważane jest za cud. W Indiach funkcjonuje około tysiąca języków i dialektów! Urzędowe są dwa: hindi i angielski. Ale aż 22 wpisano do konstytucji jako języki równoprawne, i teraz każdym z nich można posługiwać się w instytucjach państwowych lub samorządowych. Kraj ten obejmuje wysokie góry i rozległe niziny; są tu pustynie i dżungle. Ludzie mieszkają w olbrzymich metropoliach (najliczniejszy Bombaj to około 20 milionów ludzi), ale też w odciętych od świata wsiach.
W powszechnej świadomości Indie kojarzą się z ubóstwem, świętymi krowami, zaklinaczami węży, no i może jeszcze z dziwnie wyglądającymi joginami. Ogromne obszary biedy oczywiście w Indiach ciągle istnieją. Są one efektem wielu składników, również trudnego dziedzictwa postkolonialnego. Rządzący tu do 1947 roku Brytyjczycy w niemiłosierny sposób wyeksploatowali miejscową ludność. Przed angielskim podbojem Indie były krajem zamożnym, w Europie zachwycano się indyjskimi bogactwami. Dziś kraj jest bardzo zróżnicowany. Bo z jednej strony ma największą na świecie klasę średnią (200 milionów) i najwięcej ludzi bogatych. Ale z drugiej strony prawie połowa przymierających głodem ludzi świata mieszka w Indiach. Około 300 milionów osób żyje tu za mniej niż dolara dziennie. Światowe media więcej uwagi poświęcają Chinom, które urosły już do miana symbolu z przydomkiem „naj”. Największa liczba mieszkańców, najszybszy rozwój gospodarczy, największy plac budowy, najwięcej inwestycji, i tak dalej. Teraz ma być także najwspanialsza olimpiada. Tymczasem sąsiadujące z Chinami Indie, pozostające nieco w cieniu sławnego sąsiada, też mocno nabrały wiatru w żagle. I co najistotniejsze, rozwój kraju nad Gangesem odbywa się w całkowicie odmienny sposób. Po gruntownych reformach gospodarczych z początku lat dziewięćdziesiątych Indie utrzymują dziś wzrost sięgający prawie 10 procent rocznie. Według ekspertów mogą być jedynym krajem na świecie, który w ciągu kolejnych 20 lat utrzyma wzrost powyżej 5 procent. Prognozuje się, że wkrótce ich gospodarka będzie trzecią gospodarką świata, po USA i Chinach. Wyprzedzą tym samym europejskie potęgi, z Niemcami na czele.
Indie chcą odgrywać rolę światowego mocarstwa. Intensywnie domagają się statusu członka stałego Rady Bezpieczeństwa ONZ. Mogą liczyć tu na poparcie Chin, które w ten sposób chcą zablokować Japonii drogę do światowej elity politycznej. Ostatnie lata zresztą, to daleko idąca poprawa stosunków między Chinami i Indiami. Wcześniej bywało różnie. Oba kraje łączy 3,5 tysiąca kilometrów wspólnej granicy, której do niedawna pilnowało 400 tysięcy żołnierzy. Na koncie mają dwie niewielkie wojny, jedna jeszcze w czasach starożytnych, drugą, przygraniczna w 1962 roku. Dziś stosunki są na tyle dobre, że co bardziej entuzjastycznie nastawieni analitycy zaczęli mówić o perspektywie połączenia potencjałów gospodarczych obu krajów i utworzeniu organizmu o roboczej nazwie „Chindie”. Taki twór byłby potęgą całkowicie burzącą dotychczasowy porządek świata. Na dziś to oczywiście czysta futurologia, ale pokazuje ona jak dobrze wartości obu krajów by się uzupełniały.
Dobrą ilustracją do wzajemnych stosunków obu państw jest sposób w jaki władze Indii potraktowały sztafetę olimpijską. W kwietniu tego roku biegła przez ulice Delhi. Na odcinku 2 kilometrów pilnowało jej ponad 16 tysięcy policjantów! Trasę skrócono tak, że kolejni uczestnicy sztafety biegli z ogniem olimpijskim ledwie po 20 – 30 metrów. Wyglądało to jak karykatura sztafety, ale rząd indyjski zrobił wszystko aby nie drażnić Chińczyków. Tybetańskim uchodźcom mieszkającym w Indiach nie udało się zakłócić ceremonii, za co władze chińskie, oficjalnie podziękowały.
Chiny inwestują w infrastrukturę twardą, w beton i stal. Budują przede wszystkim drogi, fabryki i lotniska. Indie inwestują w potencjał ludzki. Na całym świecie znani są hinduscy informatycy, inżynierowie i kadra zarządzająca. W wielu międzynarodowych korporacjach pracownicy z Indii pełnią kluczowe role. Dość wymienić chociażby City Bank, Motorolę czy Google. Mówi się, że kiedy jakaś korporacja przenosi produkcję do Chin, to zarządzają tym Hindusi.
Jeszcze do niedawna, specjaliści tylko wyjeżdżali z Indii. Dziś to zachodnie firmy otwierają tu swoje oddziały by korzystać z miejscowych kadr. Tutejsi pracownicy jeśli nie są lepsi, to na pewno są dużo tańsi. Przenosi się przede wszystkim usługi. Fachowa nazwa tego zjawiska to off-shoring. Indie są do tego miejscem niemal doskonałym. Wielu Hindusów mówi po angielsku (językiem tym posługuje się tu więcej ludzi niż obywateli USA i Wielkiej Brytanii razem wziętych). W Delhi jest szkoła wyższa, która uczy telefonicznej obsługi klienta. W programie studiów jest między innymi nauka właściwego, angielskiego lub amerykańskiego akcentu. W efekcie tego, na przykład, mieszkaniec Londynu załatwiając jakąś sprawę przez telefon w Londynie, nie ma pojęcia, że rozmawia z kimś w Indiach. W Anglii był podobny problem z maturami jak w Polsce, nauczyciele chcieli więcej pieniędzy za ich sprawdzanie. Jak to rozwiązano? Część egzaminów skanuje się i wysyła drogą elektroniczną do ocenienia egzaminatorom w Indiach. Ci są kilkakrotni tańsi!
Kraj Mahatmy Gandhiego staje się światowym zagłębiem mózgów. Przoduje tu miasto Bangalore, gdzie pracuje 200 tys. inżynierów i działa tysiąc firm technologicznych. To więcej niż w słynnej amerykańskiej Dolinie Krzemowej! Zresztą i inne porównania z Ameryką są wiele mówiące. 75 procent Hindusów mieszkających w USA ma wykształcenie wyższe, a ich średni dochód roczny jest dużo wyższy niż zarobki Amerykanów!W czasie mojego niedawnego pobytu w Indiach słyszałem o planach amerykańskich ubezpieczycieli zdrowotnych aby na leczenie wysyłać podległych im pacjentów właśnie do Indii. W indyjskich szpitalach ceny są nawet 10 razy niższe niż w USA, a jakość porównywalna. Już dziś przyjeżdżają tu, by poddać się operacji osoby, których nie stać na to u siebie w kraju. Dla przykładu, operacja serca kosztuje tu od 4 do 9 tysięcy dolarów.
Wiele wskazuje na to, że w polityce zagranicznej Indie czekają dobre czasy. Po okresie wzajemnych niechęci, rząd w Delhi, w końcu dobrze ułożył sobie stosunki z Białym Domem. Premier Manmohan Singh przyjmowany był w Waszyngtonie z honorami należnymi najbliższym sojusznikom. Prezydent George Bush w trakcie wizyty w Delhi podpisał umowę o amerykańsko – indyjskiej współpracy atomowej. Dzięki pomocy z USA, Indie wybudują aż kilkadziesiąt elektrowni atomowych! Krytykowany za to posunięcie Bush, argumentował, iż Indie są przewidywalnym partnerem, a poza tym, gdyby nie rozwój energetyki jądrowej, indyjskie potężne zapotrzebowanie na paliwa, mogłoby jeszcze bardziej podnieść ceny ropy naftowej.
W stosunkach wewnętrznych za to czekają Indie poważne wyzwania. Do najistotniejszych należy walka z biedą i nierównościami społecznymi. Poważnym problemem jest niska pozycja społeczna kobiet – przynajmniej w niektórych obszarach i kręgach kulturowych tego olbrzymiego kraju. Najbardziej widać to we wskaźnikach urodzin. Na 1 tysiąc chłopców rodzą się jedynie 933 dziewczynki, a rekordzistą jest stan Pendżab, gdzie liczba ta wynosi tylko 798! Wiele kobiet usuwa ciążę, gdy dowie się, że ma urodzić córkę. Z tego powodu badania prenatalne są tu formalnie zabronione. Ciągle zdarzają się też zabójstwa dziewczynek – noworodków. Indie są krajem kontrastów, wszystko to dzieje się w kraju, w którym obecnym prezydentem jest kobieta. Kolejnym problemem jest status tzw. niedotykalnych, czyli najniższej, najbardziej upośledzonej warstwy społecznej. Choć konstytucja zabrania podziałów na kasty, a rząd od początku niepodległości Indii robi wiele aby wyeliminować tę rażącą niesprawiedliwość, to głęboko zakorzeniona (od kilku tysięcy lat) tradycja nadal trwa.
Kapitałem Indii jest też bardzo młode społeczeństwo. Średnia wieku wynosi 25 lat, osób do 18. roku życia jest tu około 400 milionów. Daje to ogromną przewagę nad starzejącymi się społeczeństwami Zachodu, ale też i nad Chinami, gdzie średnia wieku wynosi już 45 lat. Tym bardziej, że Indie mocno zainwestowały w edukację. Zarówno tę na najwyższym, jak i najniższym poziomie. Szybko maleje wskaźnik analfabetyzmu. Czytać dziś umie 70 procent społeczeństwa, a jeszcze 25 lat temu ledwie 36 proc. W niektórych, najbardziej upośledzonych regionach dzieci za każdy dzień w szkole dostają pieniążek, oczywiście po to aby chciało im się przychodzić do szkoły. Jeśli uda się Indiom utrzymać obecny trend gospodarczy, jeśli rząd będzie potrafił przynajmniej łagodzić rażące różnice społeczne i w zdecydowany sposób poprawić warunki życia najuboższych, to za kilka dziesięcioleci możemy żyć w świecie zdominowanym przez Hindusów.
Artykuł pochodzi ze strony: http://krzysztofmatys.pl/