Jednym z głównych celów mojej wyprawy do Wietnamu jesienią 2009 roku była położona w północnej części kraju prowincja Lao Cai, będąca ojczyzną jednej z największych grup etnicznych w tym kraju – H’mongów. Dotrzeć w ten rejon można praktycznie tylko pociągiem, kursującym wzdłuż jedynej w tej części kraju linii kolejowej, łączącej Hanoi ze stolicą prowincji – leżącym tuż przy granicy chińskiej, Lao Cai.
Jest to dobre stanowisko wypadowe (liczne busy odjeżdżające z placu przed dworcem) do miasteczek i wiosek prowincji północno-zachodniej, a także obowiązkowy punkt tranzytowy dla wszystkich zmierzających do Chin.
Wietnamscy Hmongowie, których populację szacuje się na około 800 tysięcy, dzielą się na liczne podgrupy, z których największe to H’mongowie Kwieciści (Flower H’mong), Czarni (Black H’mong), Biali (White H’mong) i Zieloni (Green H’mong). Ponadto w odwiedzanej okolicy zamieszkują inne mniejsze grupy, wśród których do najliczniejszych należą Zao (Dzao). Populacja H’mongów przybyła na tereny dzisiejszego Wietnamu, a także Laosu i Tajlandii z terenu Chin. Większość plemion wyznaje animizm, posługuje się własnymi językami, odmiennymi nie tylko od wietnamskiego, ale różniącymi się także znacznie między sobą. Mieszkając w górskich, często odizolowanych miejscach, kultywują wciąż dość często uprawę powszechnego dawniej opium, co obecnie jest przez wietnamski rząd tępione.
Na bazarze, w dzień targowy
Najlepszym sposobem poznania Flower H’mongów jest niedzielny targ, w położonej o dwie godziny jazdy busem od Lao Cai, miejscowości Bac Ha.
To na co dzień senne miasteczko, w niedzielne poranki wypełnia się setkami H’mongów, dla których jest to główne, a często i jedyne miejsce w którym mają możliwość zakupu i sprzedaży niezbędnych produktów. Wiele kobiet dociera na targ po kilku godzinach marszu z położonych w okolicznych pasmach górskich wiosek. Elementem odróżniającym market w Bac Ha od wielu innych tego typu targowisk jest to, iż zachowuje ono wciąż bardzo lokalny charakter – dociera tu niewielu zachodnich turystów (a jeśli to pojawiają się przeważnie w godzinach przedpołudniowych przyjeżdżając w zorganizowanych grupach z Sapa lub Lao Cai) – będąc tu wcześniej jest się praktycznie sam na sam z lokalną społecznością. Wszystkie kobiety Flower H’mong ubierają się w niewiarygodnie kolorowe suknie, które dały nazwę ich plemieniu – feeria kolorowych ubrań może przyprawić o zawrót głowy. Ciekawe, iż mężczyźni, których jest tu zresztą zdecydowanie mniej noszą już „normalne” ubrania. Najlepszym sposobem na spędzenie niezapomnianego dnia w Bac Ha jest po prostu obserwacja toczącego się tu powoli życia: kobiet sprzedających lokalny bimber z plastikowych kanistrów, mężczyzn dobijających targu na pokrycie konia czy świni, czy wreszcie całych rodzin posilających się gotowaną wieprzowiną czy najbardziej znaną wietnamską zupą pho w zadaszonej części targowiska stanowiącego rodzaj wielkiej jadalni.
Popołudniem miasteczko pustoszeje, a wszystkimi ścieżkami pnącymi się na okoliczne wzgórza, podążają do swoich wiosek kobiety H’mong, dźwigając na plecach charakterystyczne, identyczne trzcinowe kosze.
Górskie wioski
W dzień nie targowy udaliśmy się na trekking po okolicznych górach – to niepowtarzalna okazja dotarcia do wiosek, gdzie widok białych turystów wciąż wywołuje ciekawość. Te mikroskopijne osady składają się przeważnie z kilku chałup i szkoły – niesamowite jak cieszą się miejscowe dzieci widząc przybyszów. Podczas wędrówki jednym z bardziej surrealistycznych widoków była położona w dolinie „pośrodku niczego” szkoła, przed którą odbywał się apel. Powietrze wypełniały nadawane z głośników patriotyczne, jak przypuszczam komunistyczne, wietnamskie pieśni, a plac wypełniały defilujące w iście żołnierskich szykach dzieci. Muzyka wypełniała całą dolinę, przypominając znane nam obrazki z lat czterdziestych lub pięćdziesiątych.
Jak długo jeszcze Bac Ha pozostanie nieskażonym miejscem, a nie skrojoną pod turystów plastikową atrakcją? Pewnie wkrótce Kwieciści H’mongowie dostrzegą łatwiejsze możliwości zarobku, jakim są niewątpliwie zachodni turyści, niż ciężka praca na ryżowych poletkach, urozmaicana niedzielnymi wyprawami do Bac Ha.
Poza głównym miasteczkiem regionu lokalne targi odbywają się również w Can Cau (w soboty, dwadzieścia kilometrów od Bac Ha) i Lung Phin (w niedziele, dwanaście kilometrów) – dla osób zainteresowanych podróżą do Bac Ha godny polecenia jest położony tuż przy bazarze hotelik Hoang Vu (czyste pokoje z łazienką od 7 dolarów za noc).