Dziewczyna dla Miłosza

skan133

Wyczekiwała na niego pod drzwiami pokoju, pytała czy Miłosz może do niej wyjść. Szczęściarz. Uśmiechnie się raz i już każda, nawet lokalna dziewczyna jest jego. A z tym tutaj trudno.

Męska część obcokrajowców zamieszkujących Koregaon Park do dziś opowiada sobie przy piwie, jak to niejaki Vincent z Holandii uwiódł dziewiętnastoletnią Hinduskę na imprezie w Bund Garden. Przypadek nieznany w przyrodzie do tego stopnia, że tylko nieliczni słuchacze skłoni są uwierzyć. Obwarowują się przy tym zastrzeżeniem, że musiał przekonująco, z filmową, bollywoodzką pasją zaoferować małżeństwo. Jak tego dokonał nie sposób się dowiedzieć, bo mimo dezaktualizacji związku Vincent milczy jak grób.

Co innego związki Hindusa i dziewczyn z zagranicy. Nie jest to wyjątkowe zjawisko i występuje niemal wszędzie, gdzie pojawiają się białe turystki. Reporterzy Mandragona mogą nawet wskazać konkretne miejsce w Hampi, w stanie Karnataka, które okupuje banda zadowolonych z relacji międzykulturowych lokalnych don Juanów. Często żonatych i dzieciatych.

– Bo wiesz, nasze kobiety to chcą od razu małżeństwa i nie ma wyjścia. A wasze… są jak w filmach amerykańskich , zgodnie wzdychają.

Tajemnicą ich sukcesu,  szczególnie na Goa, jest upór. Pełny pasji, uwodzicielskich spojrzeń i radosnych uśmiechów. Morze słów o miłości, oddaniu i wierności. Gorące wyznania pojawiają się  praktycznie już podczas pierwszej rozmowy. Tsunami komplementów porywa białogłowy na antypody niespełnionych marzeń o egzotycznych maharadżach zamieszkujących pałace dalekich królestw. Trudno nie ulec takiej perswazji.

Biada jednak tym turystkom, które znudzą się całą zabawą i postanowią przerwać znajomość. Nieustające telefony, rozpaczliwe sms-y: „świat się dzisiaj skończył”, „nie mam po co więcej żyć”, „moja miłość jest czysta, dlaczego Jesteś tak okrutna??”. Gdy to nie działa, młodzieńcy przechodzą do gróźb i oskarżeń. O złe prowadzenie się, o zepsucie moralne, o uwiedzenie jego niewinnej i czystej duszy. Śledzą dzień i noc. Tropią na skuterze.

– Trzy razy zmieniałam numer telefonu w Punie – potwierdza Lia z Amsterdamu. – Trzeba sobie wtedy znaleźć chłopaka obcokrajowca, choćby lipnego – dodaje. Przy spotkaniu z indyjskim lowelasem swojej udawanej dziewczyny, lipny chłopak ma za zadanie bezpardonowo potwierdzić swój status i prawo wyłączności do białoglowy. Jeszcze skuteczniejsze jest ogłoszenie narzeczeństwa. Facet, obcokrajowiec w Punie, może bardzo łatwo stać się poligamistą – trzy lub cztery narzeczeństwa na kwartał nie są niczym szczególnym.

Wciąż wyjątkowa wydawała się dziewczyna Miłosza. Zadowolony wychodził do niej na słowo, na korytarz.  Jednak ostatecznie wrócił skwaszony.

– Chciała pożyczyć sto rupii – oświadczył zdegustowany – Nie dałem , dodał. Kilka dni później trafiliśmy na „dziewczynę” Miłosza i jej towarzystwo zupełnie odurzone haszyszem. Sto rupii znalazło chłopaka.hindi girl fot. David Nathan Cox CC Flickr

Wyczekiwała na niego pod drzwiami pokoju, pytała czy Miłosz może do niej wyjść. Szczęściarz. Uśmiechnie się raz i już każda, nawet lokalna dziewczyna jest jego. A z tym tutaj trudno.

Męska część obcokrajowców zamieszkujących Koregaon Park do dziś opowiada sobie przy piwie, jak to niejaki Vincent z Holandii uwiódł dziewiętnastoletnią Hinduskę na imprezie w Bund Garden. Przypadek nieznany w przyrodzie do tego stopnia, że tylko nieliczni słuchacze skłoni są uwierzyć. Obwarowują się przy tym zastrzeżeniem, że musiał przekonująco, z filmową, bollywoodzką pasją zaoferować małżeństwo. Jak tego dokonał nie sposób się dowiedzieć, bo mimo dezaktualizacji związku Vincent milczy jak grób.

Co innego związki Hindusa i dziewczyn z zagranicy. Nie jest to wyjątkowe zjawisko i występuje niemal wszędzie, gdzie pojawiają się białe turystki. Reporterzy Mandragona mogą nawet wskazać konkretne miejsce w Hampi, w stanie Karnataka, które okupuje banda zadowolonych z relacji międzykulturowych lokalnych don Juanów. Często żonatych i dzieciatych.

– Bo wiesz, nasze kobiety to chcą od razu małżeństwa i nie ma wyjścia. A wasze… są jak w filmach amerykańskich , zgodnie wzdychają.

Tajemnicą ich sukcesu,  szczególnie na Goa, jest upór. Pełny pasji, uwodzicielskich spojrzeń i radosnych uśmiechów. Morze słów o miłości, oddaniu i wierności. Gorące wyznania pojawiają się  praktycznie już podczas pierwszej rozmowy. Tsunami komplementów porywa białogłowy na antypody niespełnionych marzeń o egzotycznych maharadżach zamieszkujących pałace dalekich królestw. Trudno nie ulec takiej perswazji.

Biada jednak tym turystkom, które znudzą się całą zabawą i postanowią przerwać znajomość. Nieustające telefony, rozpaczliwe sms-y: „świat się dzisiaj skończył”, „nie mam po co więcej żyć”, „moja miłość jest czysta, dlaczego Jesteś tak okrutna??”. Gdy to nie działa, młodzieńcy przechodzą do gróźb i oskarżeń. O złe prowadzenie się, o zepsucie moralne, o uwiedzenie jego niewinnej i czystej duszy. Śledzą dzień i noc. Tropią na skuterze.

– Trzy razy zmieniałam numer telefonu w Punie – potwierdza Lia z Amsterdamu. – Trzeba sobie wtedy znaleźć chłopaka obcokrajowca, choćby lipnego – dodaje. Przy spotkaniu z indyjskim lowelasem swojej udawanej dziewczyny, lipny chłopak ma za zadanie bezpardonowo potwierdzić swój status i prawo wyłączności do białoglowy. Jeszcze skuteczniejsze jest ogłoszenie narzeczeństwa. Facet, obcokrajowiec w Punie, może bardzo łatwo stać się poligamistą – trzy lub cztery narzeczeństwa na kwartał nie są niczym szczególnym.

Wciąż wyjątkowa wydawała się dziewczyna Miłosza. Zadowolony wychodził do niej na słowo, na korytarz.  Jednak ostatecznie wrócił skwaszony.

– Chciała pożyczyć sto rupii – oświadczył zdegustowany – Nie dałem , dodał. Kilka dni później trafiliśmy na „dziewczynę” Miłosza i jej towarzystwo zupełnie odurzone haszyszem. Sto rupii znalazło chłopaka.

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 4 + 6

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.