Kilka lat temu na pewnej naukowej konferencji, która zgromadziła zacnych polskich psychologów z górnej półki (organizowanej przez Wyższą Szkołę Psychologii Społecznej), pewna bardzo znana i szanowana starsza pani profesor powstała nagle (przy referacie dotyczącym psychologii międzykulturowej) i z mocą, a sarkastycznie, zacytowała werset z Koranu, w którym mowa jest o zalecanym biciu żon.
Wszyscy cmokali ze współczuciem dla uciśnionych, masowo bitych muzułmanek, ze znawstwem kiwali głowami i ze smutkiem patrzyli sobie w oczy.
Ponieważ przeciętny uczestnik tej konferencji miał doktorat, dziwne mi się to zdało (wtedy, bo teraz rozumiem – nie wszyscy polscy pracownicy naukowi zaglądają poza swoje poletko wiedzy, zatem braki rekompensują sobie wnikliwą lekturą gazet, które i psychologom, choć ci powinni być uwrażliwieni na manipulacje i uproszczenia, mącą umysły).
Zaintrygowało mnie to mocno, ale że wówczas sama miałam dość powierzchowną wiedzę na temat Koranu (poza tym, czego się nauczyłam na iranistyce), więc nie weszłam w żadną dyskusję. W przeciwieństwie do znanej pani profesor uznałam, że jeśli nie wiem, to milczę.
Wielką trudnością jest czytanie i właściwe rozumienie Koranu. Ktoś nieprzygotowany nie tylko może znudzić się szybko lekturą, ale przede wszystkim będzie miał ogromne trudności ze zrozumieniem treści. Kuszące w takich przypadkach jest wyrywanie kilku zdań z kontekstu i wielu dziennikarzy wciąż popełnia ten błąd, opierając swoje tezy o pojedyńcze wersety.
Dlaczego błąd?
Koran nie powstawał chronologicznie. Muzułmanie wierzą, że jest to Słowo Boże, objawione prorokowi Muhammadowi. Niezależnie od tego, czy tak faktycznie było, Muhammad, w czasie otrzymywania serii zaleceń, nie zasiadał natychmiast przy stole i nie zapisywał na bieżąco tego, co mu objawiano. Dzielił sie natomiast treścią z bliskimi towarzyszami, którzy starali się wszystko zapamietać. Całość spisano wiele lat po jego śmierci.
Co ważne, odpowiednie wersety Koranu pojawiały się niejako w odpowiedzi na nowe problemy, gnębiące gminę muzułmanską na przestrzeni życia Muhammada (od otrzymania pierwszego objawienia, czyli od 610 roku). Jesli jakieś problemy się nie pojawiły (na przykład robienie zdjęć czy słuchanie muezzina z komórki), nie były regulowane przez Boga ad hoc. Innymi słowy, jeśli Muhammada coś zafrasowało, odpowiedź na rozterki przychodziła prosto z nieba.
Bywało też i tak, że zmieniały się okoliczności, w kŧórych zsyłane były boże sugestie. Mijały zagrożenia, czy też problemy zostały rozwiązane lub należało do nich podejść od innej strony. Zatem pojawiały się wersety, które wprowadzały owe inne rozwiązania, derogując (znosząc) wersety wcześniejsze. Dlatego prawnicy muzułmanscy, dekodując Koran, wprowadzili tak zwane reguły kolizyjne, czyli takie, które umożliwiają usunięcie niezgodności w systemie (jeśli Koran nazwiemy systemem prawnym – i zróbmy tak, choć dodam, że jest on niepełny, ale o tym kiedy indziej). Jedną z nich jest zasada znana i w cywilizacji zachodniej (a nawet powstałą wiele lat przed Koranem), że lex posterior derogat legi priori, czyli, że prawo późniejsze znosi prawo wcześniejsze, szeroko stosowaną w świecie islamu.
Oznacza to, że w Koranie znajdują się wersety nieważne. Nieważne tu i teraz. Były ważne w jakimś czasie, ale później okazały się nieaktualne.
Inną zasadą jest lex specialis derogat legi generali, czyli prawo ogólne (`amm) znosi prawo szczególne (khass), na co też zwracają uwagę prawnicy muzułmańscy, poproszeni o poradę prawną przy analizie koranicznych przepisów. I to tylko część reguł kolizyjnych. Nie wnikam bardziej, bo nie chcę czytelnika zarzucić specjalistycznymi komentarzami, tylko zasygnalizować problem – i podkreślić wrażliwość tematu.
Dlatego zatem, aby czytać Koran trzeba z grubsza znać historię początków islamu, życia Muhammada, przebiegu ekspansji islamu i tło polityczno-historyczne. Nie wspomnę o tym, że sami muzułmanie uważają, że czytanie Koranu nie po arabsku niespecjalnie ma sens, ponieważ tłumaczenie nigdy nie jest wierne i może zawierać istotne przekształcenia (co przypomina mi znane filologom twierdzenie, że tłumaczenie jest jak kobieta; może być albo piękne albo wierne:). Czytanie Koranu po arabsku natomiast nie jest tak oczywiste w świecie islamskim, jak w to wierzą dziennikarze czyli ci, którzy na muzułmanów mówią zbiorczo, a błędnie „Arabowie”. Tylko dwadzieścia procent muzułmanów zna arabski. Reszta wiernych albo korzysta z tłumaczeń na własne języki (perski, chiński, paszto, dari, turecki, niemiecki, urdu, angielski, francuski, polski, i tym podobne) albo jest niepiśmienna, więc wierzy w to, co jej przekażą lokalni mułłowie, niekoniecznie sami piśmienni (vide niektórzy talibscy mułłowie, dzieci mudżahedinów) czy koranicznie douczeni.
Koran – podejście ideologiczne
Całkiem innym problemem jest to, jak Koran jest rozumiany i interpretowany i szatkowany przez różnej maści ideologów, wrogów Zachodu, ale i wrogów islamu. Tak jest i z biciem żony – przemoc nie jest obca ani muzułmanom, ani chrześcijanom, ani żydom, ani ateistom. Jeśli ktoś chce ją usankcjonować religijnie, zrobi to. Mój palestyński przyjaciel z Nablusu powiedział kiedyś, zapytany o ten właśnie werset: „Spróbowałbym na nią /żonę/podnieść rękę. Cała wieś by mnie zaszczuła”. Po czym zabrał się za bawienie piątki dzieci.
Co zatem z szanowaną panią profesor, która zacytowała werset o biciu kobiet? Nie różni się ona niczym od przeciętnego taliba (jeśli ten chce bić żonę). I jedna i druga osoba nie zna Koranu. Talib dlatego, ze często niepiśmienny, a już z pewnością nie zna arabskiego (większość talibów to Pasztunowie, a paszto ani troszeczkę nie przypomina arabskiego poza skryptem, ale i tu są pewne różnice). Cenionej pani profesor psycholog nie skomentuję, bo nie jestem adeptem jej dziedziny, jestem tylko iranistką).
Tekst pochodzi z bloga Dżihadolog