Andrzej Stasiuk „Wschód”

Wschod_Andrzej-Stasiuk,images_big,5,978-83-7536-559-7Andrzej Stasiuk jest zaprzeczeniem podróżnika. Jeździ tam, gdzie nic się nie dzieje i nie ma niczego ciekawego do zobaczenia i opisania. Jest za to rozpad, beznadzieja, nieokreśloność.

Stasiuk lubi Wschód. Tam czuje, że jest sobą i tam przynależy.

„Synku, chciałabym, żebyś na Zachód jeździł, mówi. Mama, jak ja mam na Zachód jeździć? Z tej nadbużańskiej równiny Z tych piasków, w które waliły pioruny? Z tych wądołów ze stojącą zielonkawą wodą? Mamo, dokąd ty mnie wysyłasz? Zdrajcę ze mnie chcesz zrobić? Podrzutka jakiegoś?”

Polacy zawsze byli pomiędzy. Pragnęli Zachodu, jego uporządkowania, nowinek, gadżetów, ale serce zawsze nas prowadziło na Wschód. A Wschód często wpadał tu nieproszony. Ten „Wschód” w nas siedzi i nie chce sobie pójść, ale tylko w stanie wskazującym na spożycie przyznajemy się do tego – śpiewając piosenki po rosyjsku, bądź próbując koślawo mówić w tym języku. Jednak na trzeźwo, chcemy to unicestwić, zeskrobać z siebie, tak aby ludzie Zachodu nas poważali, traktowali na równi. Ile w prasie polskiej przedruków z ich magazynów o tym, jak nas postrzegają, co o nas myślą?

Czy Mongoł albo Białorusin myśli o tym, co myśli o nich Zachód? Wątpię.

Jaką to niezwykłą siłę ma Wschód, że nas tam ciągnie stale, już od czasów Kazimierza Wielkiego, a może nawet wcześniej? Może chodzi o to, że tam czujemy się lepsi, bogatsi, bardziej europejscy. Tam przecież można powiedzieć, że u nas lepiej.

A może ciągnie nas ten bezkres, nieokreśloność, przygoda?

Zapytałem kiedyś znajomego, jak mu się podobało w Ułan Ude. Stwierdził, że miał wrażenie, że leciał tysiące kilometrów, żeby zobaczyć coś, co przypomina Białoruś. Stasiuk też o tym pisze:

„Leci się jakieś sześć czy siedem tysięcy kilometrów, czyli tyle, ile do Indii albo do Kongo, i na końcu jest coś w rodzaju hipertroficznego Węgrowa albo rozdętych Siemiatycz”.

I do końca nie wiadomo, gdzie się ten Wschód zaczyna, a może już za Wisłą się zaczyna, a może nawet w Raszynie, Żyrardowie? Bo Wschód to nie tylko geografia, ale też stan ducha, widzenie świata, styl życia. Wiara w to, że na Zachodzie jest lepiej i trzeba tam jechać, podbijać, zawłaszczać, zarabiać.

Wschód to jednocześnie przeszłość i przyszłość świata. Europa tkwi w marazmie, a Wschód rośnie. Kolonizuje nas jak za czasów Czyngis-chana, nie tylko ekonomicznie ekonomicznie. Bieda potrzebuje nowych terenów, nowych zdobyczy, nie ma nic do stracenia. To właśnie Stasiuk widzi w Chinach. Przeszłość i przyszłość jednocześnie. Jakieś dalekie echa komunizmu, ale też agresywny kapitalizm.

„Wschód” to nie jest reportaż, to raczej podróż w głąb siebie, to proza sensualna, gęsta, ale też nieokreślona, bez puenty i odpowiedzi, ale za to z mnóstwem pytań i niedopowiedzeń. Złożona za wspomnień z dzieciństwa i podróży. To książka bezkresna, taka jaki jest Wschód. Można ją porównać tylko do siedzenia na stepie i uważnego wpatrywania się w horyzont. Może dlatego jest tak wciągająca i wymagająca uwagi, ale jeśli by ktoś mnie zapytał o konkrety z tej lektury, nie umiałbym odpowiedzieć nic więcej, poza tekstem w stylu: „usiądź, przeczytaj, sam zrozumiesz”.

Andrzej Stasiuk, ” Wschód”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014, s. 304

 

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 5 + 0

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.