Zauważyłam ostatnio nową tendencję w literaturze podróżniczej (a nawet w filmach na przykład „Bilal” w reżyserii Sourav Sarangi). Coraz to częściej odległe, jeszcze do niedawna sielankowe i kolorowo rajskie kraje ukazywane są w czarnych barwach. Być może piękno wyszło z mody. Być może gorzej się sprzedaje. Na pewno jednak daje możliwość na poznanie prawdy o miejscach, które mamy zamiar odwiedzić lub już odwiedziliśmy.
Indie, które do niedawna pokazywane były jedynie przez pryzmat bajkowego Bollywood odzierane są obecnie ze swej magii. Kolejni autorzy prześcigają się w brutalności i dosłowności opisów. Pokazują wnętrzności slumsów poprzez codzienny dramat jednostek największej demokracji świata.
Jedną z bodaj pierwszych takich pozycji było dzieło Aravind’a Adiga pt.: „Biały tygrys” z 2008 roku. W ostatnim czasie ukazały się dwie ciekawe pozycje: „Maximum City: Bombay” autorstwa Suketu Mehta oraz „Gdy nie nadejdzie jutro” Pawła Skawińskiego. Obie książki przedstawiają mrok Indii. Obie poruszają tematy, których wiele osób unika traktując jako tabu. Są to książki wstrząsające, a jednocześnie prawdziwe do bólu. Bez względu na to jak bardzo chcielibyśmy pewnych rzeczy nie wiedzieć i nie zauważać podczas naszych podróży literatura ukaże nam je w najbardziej bezpośredni sposób.
Dokładnie w tym samym nurcie literatury znajduje się zbiór opowiadań dziennikarki „Rzeczpospolitej” i podróżniczki – Pauliny Wilk „Lalki w ogniu”. Jej szesnastorozdziałowa opowieść jest, jak trafnie to zostało ujęte, „kulturowym kodem” do zrozumienia zawiłości hinduskiej codzienności. W tak licznym i wielokulturowym kraju, najdrobniejsze szczegóły decydują o jakości życia. W Indiach jednostka jest zawsze na widoku publicznym. Brak intymności i przestrzeni życiowej jest jednym z największych przekleństw tego kraju. Lawirowanie między sprzecznościami i opanowywanie chaosu, którym Hindusi na co dzień są otoczeni jest jedyną możliwością na przetrwanie. Codzienna higiena, sposób ubierania, czy rytuały żywieniowe to sposoby na poradzenie sobie ze społecznymi paradoksami.
Niewątpliwym atutem „Lalek w ogniu” jest warsztat literacki autorki. Paulina Wilk włada słowem jak muszkieterowie szpadą. Jej opisy są ostre i perfekcyjnie celne. Plastyka języka powoduje, że nie tylko wierzymy w to, co pisze, ale także idealnie przenosi nas w opisywany przez siebie świat. Rozdział o braku ubikacji i wynikających z tego komplikacjach jest tak sugestywnie okropny, że trudno przez niego przebrnąć, a jednocześnie tak fenomenalnie napisany, że trudno się oderwać. Na pewno na długo zapadnie w pamięci niejednego czytelnika, a jest to tylko jeden z przykładów.
Kunszt dziennikarskiego pióra Wilk jest największą wartością „Lalek w ogniu”, dlatego warto je czytać w skupieniu, zastanawiając się nad poetyką każdego zdania.
Ponoć „Lalki w ogniu” biją rekordy popularności wśród najlepiej sprzedawanych książek. Potwierdzałby to fakt ilości zachwytów nad tą pozycją na licznych forach internetowych. Czy jednak, aby na pewno jest to lektura tak odkrywcza i unikatowa? Sami oceńcie porównując ją do wcześniejszych publikacji.
Paulina Wilk, Lalki w ogniu. Opowieści z Indii, Carta Blanca 2011, s. 264
Publikacja na stronie: 14.12.2011
Racja. Biały Tygrys powstał w 2008 musiałam przez pomyłkę wpisać rok 1990 (nie wiem dlaczego).
Poważna sprawa, ktoś w Internecie nie ma racji :-)
Przepraszam, ale od kiedy to „Biały Tygrys” jest z 1990? Pomijając już fakt, że to nie reportaż, a książek przedstawiających „odległe kraje” niekoniecznie przez różowe okulary było już mnóstwo.