Polsko-japońskie sposoby na przetrwanie jesieni

Jakiś czas temu w Sakudairze rozpoczęły się zbiory ryżu, co świadczy o tym, że nieuchronnie zbliża się jesień… Zanotowano też pierwsze przymrozki i liście momiji (klon japoński) zabarwiają się z każdym dniem coraz bardziej na czerwono. Dni stają się coraz krótsze, a noce chłodniejsze. Jak przetrwać jesień i zimę w japońskim domu zbudowanym tak, by wiatr swobodnie hulał na przestrzał w celu uniknięcia zapleśnienia wszystkiego w środku? (Kiedyś w lecie spleśniała mi plastikowa półka i poukładane na niej suche ubrania i buty…) W erze Heian (VIII-XII wieku). Japończycy po prostu zakładali na siebie dwanaście warstw kimon…, ale to było jakiś czas temu i od tamtej pory cywilizacja japońska posunęła się trochę do przodu…

Wcale nie tak bardzo, jakby się mogło wydawać… Choć przy pomocy japońskich toalet i telefonów komórkowych można niemalże polecieć w kosmos (tak są one zaawansowane technologicznie), przeżycie jesieni w tym kraju  uzależnione jest od posiadania wielu warstw ubrań zakładanych jedna na drugą i termoforów (zwłaszcza w górach, na północy wyspy Honshū i na Hokkaidō, gdzie naprawdę jest zimno, bo na połunie od Minamimaki i wszędzie niżej niż Wyżyna Nobeyama jest cieplej). Muszę przyznać, że ten przedpotowy pojemnik z gorącą wodą wkładany pod kołdrę w celu uniknięcia zamarznięcia do świtu i zniwelowania zimna jest moim najlepszym japońskim przyjacielem.

Pomimo skoku cywilizacyjnego, jaki Japonia poczyniła od czasów samurajów, ryż i w zasadzie wszelkie plony rolne, przynajmniej w mojej okolicy, zbiera się ręcznie. Moja wiedza z zakresu rolnictwa i upraw zbóż jest jeszcze zbyt znikoma, by odpowiedzieć na pytanie dlaczego… jeśli się dowiem, na pewno napiszę… być może z prozaicznego powodu, że ryż rośnie w wodzie, więc cięższy sprzęt zapadłby się w błocie, albo dlatego że pola są gdzieniegdzie tak mikroskopijnej wielkości, że traktor by się tam zwyczajnie nie zmieścił… nie wiem. Może dlatego, że Japończycy muszą pracować po prostu.

Jesień w Polsce kojarzy mi się zawsze z zapachem sadzy z kominów, tak wyraźnie odczuwalnym w chłodnym powietrzu. Z czekaniem na Boże Narodzenie już od pierwszego listopada, kiedy przed Wiadomościami na Jedynce lecą już świąteczne reklamy; z grzanym winem pachnącym korzennymi przyprawami pitym w długie wieczory w kawiarni lub świeczkami nasączonymi wonnym ekstraktem pieczonych jabłek i cynamonu… A tu nic nie pachnie… sadzy w kominie nie ma, bo nie ma komina przecież. NIE MA OGRZEWANIA!!! I nic nie pachnie… bo Japończycy są tak wrażliwi na to, żeby nie przeszkadzać innym nawet swoim zapachem, że mają bezwonne mydła, szampony, proszki do prania, płyny do płukania tkanin, które pachną tylko skondensowane w butelce a po wypłukaniu w nich ubrań tracą swoje wonne właściwości, nawet oliwka Johnson`s Baby tutaj nie pachnie!!! Mój szef zabronił mi w pracy używać perfum i kazał zwracać uwagę na to, bym nie pachniała niczym – ani potem, ani perfumami, ani płynem do płukania tkanin, no i oczywiście bym zwracała uwagę na swój oddech. (Dlatego mój współpracownik myje zęby zaraz po przyjściu do pracy.) Najbardziej lubię reklamę tabletek, które połykane raz dziennie sprawią, że z buzi pachnie różami, a nawet pot pachnie kwiatami…

W moim pokoju jeszcze nic nie pachnie, ale na pewno upoluję świeczki o zapachu pieczonych jabłek i cynamonu… Japonia to kraj wielokulturowy (to opinia mojego współpracownika) – znajdzie się jakaś Ikea. Mam tylko nadzieję, że świeczki będą pachnieć tak samo, jak te kupowane w Polsce.

Ta zapachoterapia pomaga mi nie zapaść na jesienną depresję i spędzać miło czas w domu, kiedy na dworze jest ciemno i zimno… Japończycy mają swój pyszny sposób na te pogodowe niedogodności: kociołek. Onabe (nabe: garnek) to jednocześnie określenie naczynia i potrawy, którą bardzo łatwo przygotować: wystarczy mieć odpowiednie naczynie – żaroodporne z kamionki (szklane może też się nadaje…). Do naczynia – garnka, kociołka wkładamy pokrojoną kapustę pekińską, grzyby, tofu i mięso lub owoce morza, zalewamy do połowy wodą i stawiamy na ogniu. Kiedy wszystko zmięknie dodajemy kostkę rosołową (tutaj rybną dashi, ale pewnie w Polsce może być zwykła) i przyprawy w zależności od smaku, jaki chcemy uzyskać: przyprawę do kimchi, jeśli chcemy Kimchi-nabe, pastę miso – miso-nabe, sos sojowy, itd. Ponieważ Japończycy uwielbiają jeść, wiele potraw jest naprawdę wysublimowanych w smaku, kształcie i zapachu oraz bardzo trudnych do przygotowania. Ale nabe u nas w domu po prostu przygotowuje się wrzucając wszystko, na co aktualnie ma się ochotę lub co jest w lodówce. Nabe serwowane w jesienne chłodne wieczory doskonale rozgrzewa przed snem, zwłaszcza w wersji na ostro (kimchi-nabe). Do tego jeszcze termofor przy stopach i można przeczekać do wiosny.

Be Sociable, Share!

    Podobne

    Komentarze

    1. Mariusz Dąbrowski pisze:

      Nawiązując do komentarza użytkownika „dwakoty”, chciałbym również odnieść się do ryżu i zimnych japońskich domów. Miałem kilkukrotnie okazję zatrzymać się w Japonii, a dokładnie w prefekturze Fukushima. Przyznam, że nie cierpię tradycyjnych japońskich domów w okresie zimowym. Oprócz kotatsu i wolno stojącego piecyka na olej opałowy, w nocy używałem elektrycznej pościeli, a po chłodnej nocy odwiedzałem pobliski onsen. Na szczęście wschodnie wybrzeże regionu Tohoku jest zimą dość dobrze nasłonecznione, więc w ciągu dnia tradycyjny japoński dom dość szybko się nagrzewa. Dzięki promieniom słonecznym, temperatura w domu może przekroczyć 20 stopni, ale w nocy spada do zaledwie kilku stopni powyżej zera. Dlatego w przyszłym roku planuję wyjazd do Japonii na przełomie wiosny i lata.

      Natomiast jeśli chodzi o ryż, to na północy kraju, gdzie pola są relatywnie duże, zbiera się go mechanicznie. Na pole wjeżdża kombajn na gąsienicach i prace polowe przebiegają dość sprawnie. Podobnie jak żniwa w Polsce.

      Muszę przyznać Olu, że bardzo ładnie oddałaś klimat japoński. Przez moment poczułem się jak w Kraju Kwitnącej Wiśni :-)

      Pozdrawiam serdecznie!

    2. dwakoty pisze:

      U nas zbiera sie ryz mechanicznie, kosiarka, ktora od razu wiaze toto na supelki. Mam nawet gdzies filmik na youtube z zeszlorocznych zniw. Potem na to pole ida sobie panowie i panie i podcinaja recznie to co sie po kosiarce ostalo.
      My juz mamy ogrzewanie! Podlogowe! I pompe ciepla! I podwojne okna i insulacje w scianach! Kosztowalo to slono, ale po kilku latach kiedy woda w rurach i w muszli sedesowej w zimie nam zamarzala, powiedzialam, ze mam dosyc i nowy dom zycze sobie bardziej cywilizowany. Mam wiec nadzieje, ze nadchodzaca zima bedzie calkiem przyjemna :-)

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    *
    = 5 + 2

    This blog is kept spam free by WP-SpamFree.