Każda podróż związana jest z poznaniem nowej kultury. A jej nieodłącznym elementem jest kuchnia. Gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli, zawsze poznamy smak, o którym nie mieliśmy pojęcia. Jedne dania smakują nam bardziej, inne mniej. Nie da się ich porównać, każde jest inne. A mimo to pewien szef kuchni z USA postanowił wybrać się w podróż niemal dookoła świata, by znaleźć ten idealny, najlepszy, najsmaczniejszy posiłek.
Anthony Bourdain wpadł na ten pomysł będąc już dobrze znanym kucharzem w Ameryce. Najpierw wydał książkę, w której opowiadał o swoim życiu w restauracyjnym przemyśle. Jak sam napisał, nakład rozszedł się w mgnieniu oka. Coraz częściej pojawiał się w telewizji, jego popularność rosła. Postanowił to wykorzystać.
Już samo założenie istnienia posiłku idealnego wzbudziło moje zastrzeżenie. Ideał przecież nie istnieje więc taka „wycieczka” nie ma najmniejszego sensu. To szukanie czegoś czego po prostu nie ma.
Ale idźmy dalej. Książka ta opisuje nie tylko to, w jaki sposób i gdzie autor zajadał się przysmakami z najróżniejszych kuchni. Jego eskapadzie towarzyszyła kamera telewizyjna, która rejestrowała wszystkie jego doświadczenia. Wszystko to po to, by równocześnie z ukazaniem się książki, w telewizji ruszyła seria odcinków o Amerykaninie, który smakuje różnych dań. Od razu nastawione wszystko na komercję. Mimo iż autor wielokrotnie zastrzega się, że ekipa telewizyjna to jego przekleństwo, to jakoś mu nie wierzę. Chciał przecież wykorzystać swoją popularność, a przy okazji spełnić marzenia spożywania posiłków w niezwykłych miejscach.
Autor odwiedza różne kraje: jest we Francji, w Hiszpanii, ale także w Rosji czy Tajlandii. Raz jada w ekskluzywnej restauracji, raz płynie rzeką kilka kilometrów do miejsca, gdzie jego przybycie wzbudza niebywałą sensację. Jak widać, nie straszne są mu przeszkody naturalne, aby skosztować jakiegoś słynnego dania. Czasami jego podróż to podróż sentymentalna. Pobyt we Francji to wspomnienie dzieciństwa, nieżyjącego już ojca.
Autor nie szczędzi czytelnikowi także opisów skutków ubocznych, jakie przyniosło spożycie niektórych potraw. Wiemy, ile dni chorował po takiej a takiej potrawie i jak znieśli to jego towarzysze. Nie można zapomnieć, że Bourdain widział jak przygotowuje się każdą z jedzonych przez niego potraw. Widział od początku, a że jest wielbicielem mięsa, to znajdziemy w jego książce także opis procesu przemiany żywej świnki w mięso….
Na końcu autor stwierdza, że nie ma posiłku idealnego. Wszystko zależy od towarzystwa, w jakim jemy, od miejsca i od całej masy innych czynników.
Książkę, ogólnie czyta się z dosyć dużym zainteresowaniem. Przygotowanie niektórych dań to naprawdę nie lada wyczyn, i nie małej odwagi trzeba, by niektóre z nich zjeść. Jednak w pewnym momencie poczułam zmęczenie. Autor swoją osobowością przesłania cel swojej podróży i czasami miałam wrażenie, że głównym bohaterem nie jest jedzenie, a sam autor.
Anthony Bourdain, „Świat od kuchni. W poszukiwaniu posiłku doskonałego”, wyd. Carta Blanca, Warszawa 2011