Część pierwsza – tutaj.
Mandalay
Naszym celem było Mandalay, nad którego dziesiątkami świątyń góruje wzgórze o tej samej nazwie. Dobrze jest zatrzymać się tam na kilka dni. Można stąd wybrać się statkiem do Mingun, gdzie wspięliśmy się na nieukończoną jeszcze największą świątynię na świecie, jak na razie będącą największą na świecie górą cegieł. Kolejny dzień upłynął to tour po dawnych stolicach birmańskiego królestwa. W Sagaing zdobyliśmy usiane setkami świątyń wzgórze, w Inwie konnym zaprzęgiem dotarliśmy do najstarszego drewnianego klasztoru, z kolei w Amarapurze podziwialiśmy zachód słońca nad najdłuższym drewnianym mostem U’Bein, mierzącym 1200 metrów. Ale atrakcje Mandalay czekają nie tylko za dnia. Wieczorem można wybrać się na pokaz słynnych marionetek lub przedstawienie jeszcze sławniejszych birmańskich komików, Mustache Brothers czyli Wąsatych Braci, którzy radzą sobie z napiętą politycznie sytuacją kraju podobnie jak u nas w czasach PRL – wyśmiewając ją.
Bagan – cud Birmy
Do Mandalay dotarliśmy pociągiem, ale ponieważ największa prędkość osiągana przez birmańskie pociągi to 25km/h w dalszą podróż postanowiliśmy wyruszyć już statkiem. Po całodziennym rejsie dotarliśmy do Bagan. O Bagan można czytać, słuchać, opowiadać, ale i tak trudno wyobrazić sobie niezwykłe piękno tego miejsca ? trzeba je zobaczyć. Choć lata świetności minęły bezpowrotnie i Bagan nie jest już, jak w XI wieku stolicą ogromnego królestwa, stanowi wciąż chlubne świadectwo niegdysiejszej potęgi pierwszego birmańskiego państwa. Twórcą jego był król Anawratha i to jemu przypisuje się budowę pierwszych w tym miejscu świątyń. Przez kolejne wieki na brzegu rzeki Irawadi wybudowano ich kilka tysięcy. Niektóre są tak małe, że nikną w krzakach i zaroślach, inne tak okazałe, że ich kilkudziesięciometrowe konstrukcje znaczą krajobraz. Bogactwo stylów architektonicznych, zdobień i kompozycji zespołów świątynnych sprawiło, że po upadku królestwa Bagan w 1277 r. żadna z późniejszych stolic nie dorównała mu wspaniałościom.
Mieliśmy wątpliwości, czy coś jeszcze w Birmie może zrobić na nas wrażenie porównywalne do tego z Bagan ale podjęliśmy ryzyko. Wyruszyliśmy w podróż, która po 15 godzinach jazdy autobusem, półtorej godziny lotu z Rangunu do Sittwe i 6 godzinach rejsu łódką zaprowadziła nas do legendarnego Mrauk U. Okazało się ono warte trudnej i uciążliwej podróży. Spędziliśmy w Mrauk U trzy dni objeżdżając dziesiątki XV, XVI i XVII-wiecznych świątyń na rowerach.
Cyklon Nargis
Z bólem słuchaliśmy informacji o zniszczeniach, jakie poczynił na wybrzeżu Birmy cyklon Nargis. Z wściekłością przyjęliśmy decyzję o odmowie przyjęcia pomocy zagranicznej. W telewizji widzieliśmy umierających, głodujących ludzi w miejscach, które jeszcze kilka tygodni temu ujeły nas pięknymi widokami i niezwykłą gościnnością mieszkańców. Ze strachem myśleliśmy o napotkanych po drodze Birmańczykach, którzy otwierali przed nami swoje gościnne serca i domy. Co się z nimi dzieje, czy są bezpieczni? Obawa pozostała. I smutek, że tak niewiele możemy zrobić. Możemy co najwyżej wpłacić pieniądze na konto organizacji pomagającej Birmie i również pojechać, zobaczyć kraj na własne oczy. Wydaje się, że tak niewiele możemy z siebie dać ale nawet ta najmniejsza cząstka nas, naszej uwagi, wsparcia, zrozumienia może mieć dla kogoś ogromne znaczenie.
Cztery tygodnie minęły nam niepostrzeżenie szybko. Znacznie mniejsza niż normalnie liczba turystów sprawiała, że podróżowało się spokojnie i przyjemnie, ale brak gości z zagranicy dotknął w Birmie wielu ludzi i to dało się zauważyć na każdym kroku. Birma jest bezpieczna i niecodziennie piękna i choć decyzja by ją odwiedzić była trudna nie żałowaliśmy jej ani przez chwilę.